Życie jest,
jak szkło. Cienkie szkło. Stacza się z góry i gubi po drodze swoje ostre
kawałki, na które wpadam ja.
Ból.
Cierpię.
Ale czym tak
naprawdę jest cierpienie? Głębią prawdziwych uczuć?
Cierpienie
odnajduje w nas emocje. Prawdziwe emocje. Cierpiąc, poznajemy siebie. Choć
musimy przebyć długą drogę, by tego dokonać.
A czym
jestem ja?
- Halo,
Lillian! Słuchasz mnie?- odezwała się Kate swoim piskliwym głosem.
Otrząsnęłam
się. Otworzyłam wreszcie oczy na ten dziwny świat.
- Co? –
odparłam oszołomiona.
- Chyba kto.–
przyjrzała mi się uważnie – Li, dzisiaj strasznie jesteś nieobecna i w dodatku blada, jak trup. Źle się czujesz?
Chcesz wrócić do domu?
Ostatnie
dwie godziny spędziłyśmy na szukaniu odpowiednich sukienek na bal. Odwiedziłyśmy już chyba milion sklepów i
jeszcze nic nie kupiłyśmy. Nie chcę zrobić przykrości Kate, gdyż bardzo zależy
jej na zbliżającym się Balu Zimowym.
- Nie.
Wystarczy, jak zaczerpnę trochę świeżego powietrza. Ty pochodź po sklepach, a
ja wyjdę na chwilę. – do księgarni Luna, dodałam w myślach.
- No dobrze.
Mogłaś powiedzieć wcześniej, że nie czujesz się zbyt dobrze, to byśmy dzisiaj
nie pojechały do Salem. – powiedziała tak, jakby z żalem do mnie.
Nie
odpowiedziałam jej, ponieważ szłam już w kierunku wyjścia. Jesienne
powietrze orzeźwiło mnie.
Nie
zapomniałam o wczorajszym dziwnym dniu. Rany na plecach nie zniknęły i dzisiaj
znowu dręczyły mnie kolejne koszmary. Nie wiem, jak tego dokonam, ale muszę,
jak najszybciej dowiedzieć się, co się ze mną dzieje.
Księgarnia
Luna znajduje się kilka przecznic stąd. Przyjechałam do Salem z Kate jej
samochodem, więc będę musiała dotrzeć tam pieszo.
Sklep
znajdował się w ciemnym, małym zaułku. Brak lamp, ludzi. Okna były zabite
deskami. Przerażało mnie to miejsce. Pewnie dawno temu zamknęli tą księgarnie. Kiedy
chciałam już odejść, drzwi od budynku samoczynnie
otworzyły się. Rozejrzałam się. Nikogo nie było w pobliżu.
Nagle
dostałam ostrego bólu głowy i przede mną pojawiła się przezroczysta, czerwona zjawa
przypominająca kobietę ze snów.
- Nie wchodź
tam! – ostrzegła mnie i zniknęła. Jej głos odbijający się echem dalej brzmiał w
mojej głowie. Pomasowałam skronie, a dźwięki zniknęły.
Zrobiłam
krok w przód i następny. Nie zastanawiałam się, co robię. Gdy znalazłam się w
środku budynku, drzwi zatrzasnęły się z hukiem.
Wnętrze nie
przypominało niby zamkniętego kilka lat temu sklepu. Fioletowo-zielone ściany
udekorowane różnorodnymi obrazami pewnie były niedawno malowane. Zapełnione
książkami regały aż „świeciły” czystością. Pośrodku stały trzy kwieciste fotele, a przy nich
szklane stoliki, na których mieściły się wazony pełne świeżych kwiatów.
- Witamy w
Lunie! – odezwał się spokojnie szczupły lekko garbaty chłopak za ladą.
Podskoczyłam, jak oparzona. – W czym mogę pomóc?
- Podobno
macie tu książki o mitologii greckiej? – podeszłam do niego ostrożnie. Wydawało
mi się, że coś jest z nim nie tak.
Przymrużył
oczy i zaczął mi się uważnie przyglądać. Moje tętno przyśpieszyło. Bałam się,
że ten człowiek może coś mi zrobić. Nagle otrząsnął się i odpowiedział:
- Tak, tak,
oczywiście. – uśmiechnął się przyjaźnie –A
tak ogólniej?
- Nim… -
przerwałam. Nie wiedziałam, czy dokończyć, czy sobie pójść. Coś mi tu nie grało
– nimfa Kalipso.
Otworzył
szeroko oczy, ale próbował udać niezaskoczonego.
Podszedł do jednego z regałów i wyjął starą
księgę, którą następnie otrzepał z kurzu.
- Może pani
usiąść na jednym z foteli i przejrzeć książkę – zachęcał – lub ją kupić od
razu.
- Przejrzę w
domu. – odparłam szybko.
Gdy kupiłam
książkę, wybiegłam od razu ze sklepu. Jeszcze przed wyjściem zauważyłam, jak
sprzedawca wyjmuje telefon z kieszeni i wykręca numer. Gwałtownie zatrzymałam
się przy zakręcie i wytężyłam słuch.
- Wyczułem
ją. Tak, to na pewno ona. – wyszeptał do słuchawki.
- Gdzie ona
teraz jest? – spytała osoba po drugiej stronie telefonu.
- Wyszła.
- To goń ją!
- I tak nie
ucieknie. – zaśmiał się - Obsypałem zaułek
naokoło piaskiem z Ogygii. Jeśli to ona, nie przejdzie przez wyznaczoną linię.
Spojrzałam w
dół. Przed moimi nogami był rozsypany piasek. Zrobiłam krok w przód, ale coś
mnie odbiło. Jakby przede mną była postawiona niewidzialna ściana. Wyczułam ją
rękoma, popchnęłam i nic. Zużywanie siły tylko mnie osłabiało. Walnęłam kupioną
niedawno książką, która niespodziewanie przeszła przez pułapkę. Wyczerpana
odwróciłam się. Chuderlawy chłopak powoli zbliżał się w moim kierunku, śmiejąc
się ze mnie.
- Zostaw
mnie w spokoju! – wrzasnęłam. Próbowałam wpłynąć na myśli sprzedawcy, ale
czułam postawioną w jego umyśle blokadę.
- Nic mi nie
zrobisz, słodziutka. – chłopak
wyszczerzył do mnie zęby.
Serce biło
mi, jak oszalałe. Z całej siły przywarłam do niewidzialnej ściany. Od niego
dzieliły mnie tylko centymetry.
- Pomocy! –
krzyknęłam.
- Nikt cię
nie usłyszy. – jego głupi uśmieszek dalej nie znikał z twarzy. Zbliżył się do
mnie. Próbowałam się bronić, ale zdążył wbić mi strzykawkę pełną dziwnego płynu
w szyje, od którego zrobiło mi się słabo. Powoli traciłam siły, a chłopak tylko
śmiał się wniebogłosy.
- Śpij,
słodziutka.
Obudziłam
się w ciemnym, śmierdzącym zgnilizną pomieszczeniu. Siedziałam na niewygodnym,
drewnianym krześle. Nogi i ręce miałam mocno związane sznurem. Przyjrzałam się podłodze.
Naokoło mnie była rozsypana jakaś substancja.
- Czego ode
mnie chcesz? – wychrypiałam słabym głosem.
- Długo na
ciebie czekałem, złociutka. – chłopak wyłonił
się z ciemności. W dłoni trzymał sztylet, na którego ostrzu wygrawerowany był
napis w nieznanym mi języku.
- Nie odpowiedziałeś
na moje pytanie. – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Podszedł do
mnie, nie przekraczając linii kręgu.
- Jestem
jednym z łowców. Szukamy twojej matki.
- Łowców? Po
co wam moja matka?!
- Arya wyrządziła
bardzo dużo krzywd. Tak, jak ty to zrobisz niebawem. Już pewnie miałaś swoją
pierwszą ofiarę.
- Jaka Arya?
– nie rozumiałam. Czy chodzi mu o tą kobietę ze snów? - Z kimś mnie
pomyliliście. Moja matka nie nazywa się Arya.
- O, czyżby
wymazała ci pamięć? Widzę, że się jeszcze nie znudził ten wielopokoleniowy
sposób. – zaśmiał się - Ależ tak, nazywa się. Tylko ty o tym nie wiesz –
wyszczerzył do mnie zęby - ale dowiesz
się wkrótce. Wspomnienia powoli powrócą. Do tej pory mogę cię torturować. –
przyłożył mi ostrze do szyi. Poczułam ostry ból, który po chwili zniknął.
- Nie dasz
rady mnie zabić. – stwierdziłam.
- No nie.
Potomkinię Kalipso może zabić tylko jej własna córka, więc poczekamy aż twoja
prawdziwa matka wyjdzie z ukrycia i przybędzie ci na ratunek.
- Powinien się
pan leczyć! – wypaliłam zapłakana.
Prychnął.
- Zostawcie mnie
w spokoju! – próbowałam rozwiązać ręce, ale sznur był zawiązany zbyt mocno - Chodzi
wam o kogoś innego!
- Dalej nie
wierzysz? – z całej siły kopnął mnie w nogę. Jęknęłam z bólu. – Patrz! –
szarpnął moją głową w dół.
- Złamał mi
pan nogę! – wrzasnęłam. Łzy lały mi się po policzkach strumieniami.
Nagle
zauważyłam, jak kości w mojej nodze zaczynają się przemieszczać. Poczułam
ciepło i lekkie drgawki. Po chwili po złamaniu nie było już żadnego śladu.
Oddychałam
nierównomiernie. Nie wierzyłam własnym
oczom. No tak, to samo wydarzyło się w szpitalu.
- Puśćcie mnie!
- Nie użyjesz na nas perswazji, słodziutka, ani innych
swoich „talentów”, bo wokół ciebie jest rozsypany piasek z Ogygii.
Jednak się nie poddawałam. Wzięłam głębokie oddechy i
poczułam, jak w moim ciele aż buzuję od mocy.
Rozerwałam sznurek i wstałam. Podniosłam wysoko głowę, by
nie okazać przed chłopakiem słabości.
- Wiedziałem, że i tak się uwolnisz, ale niestety nie
przejdziesz przez krąg. – wskazał palcem na podłogę.
Dasz radę, Lillian,
jesteś silniejsza, usłyszałam głos w głowie. Dodało mi to otuchy, więc ruszyłam
gwałtownie do przodu i zatrzymałam się centymetr przed rozsypaną ziemią.
Spojrzałam mężczyźnie w oczy.
- Jestem silniejsza, niż myślisz.
Ziemia nagle zatrzęsła się nam pod nogami. Chłopak ledwo
złapał równowagę. Przez krąg przebiegła cienka czarna kreska, która potem
rozszerzyła się.
Czułam, jak rozrywa mi się ubranie na plecach i ujrzałam
parę pięknych, czarnych skrzydeł, takich jak u motyla.
- Blackflier. – przeraził się mężczyzna.
Siłą umysłu rzuciłam nim, jak marionetką o ścianę.
- Powiedz mi wszystko o mojej rodzinie. – zażądałam.
Widząc brak reakcji, dodałam:
- Albo cię zabiję.
Nie zastanawiał się długo.
- Zabij mnie.
Nie chciałam, ale… nie miałam wyjścia i musiałam to zrobić.

Włożyłam nóż do kieszeni kurtki, a następnie rozbiłam ścianę
i wyszłam na zewnątrz. Była już noc. Budynek znajdował się naokoło lasu. Znalazłam
komórkę. Osiemdziesiąt trzy połączenia nieodebrane. Pewnie Kate mnie szuka wraz
z rodzicami.
Włączyłam aplikację GPS. Okazało się, że znajduję się poza
granicami USA.
Jak ja dotrę do domu? Zadzwoniłabym po kogoś i poinformowałabym
gdzie jestem, ale wtedy powiadomiliby policję, a ja siedziałabym już w
poprawczaku.
Spojrzałam na parę skrzydeł. Moich skrzydeł.
No przecież. Umiem latać.
________________________________________________________________________________
Najgorszy rozdział w historii dziejów. -.-
Miałam wstawić za miesiąc, ale no wiecie w poniedziałek był Prima Aprilis. :P