Umiem latać.
Umiem latać. Umiem latać, powtarzałam w myślach. Słyszałam, że jeśli wypowie
się jakieś słowa kilka razy, okażą się prawdą. W moim przypadku to nie działa.
Od kilku godzin nie ruszyłam się z miejsca. Wszędzie był tylko las, las i las. No może jeszcze ten stary budynek, nadający się do rozbiórki. Nie słyszałam w oddali żadnych dźwięków samochodów, czy pociągów. Jedyne, co docierało do moich uszu, to szelesty drzew i pohukiwanie sów.
Muszę wreszcie zrozumieć, że jestem istotą nadprzyrodzoną i mam moce, dzięki którym mogłabym się stąd wydostać. Ale do mnie to oczywiście nie docierało. Wszystkie uzyskane niedawno informacje mieszały mi w głowie. Dotąd latanie, czy inne nadludzkie umiejętności, były dla mnie tylko fikcją. Dobrze wyglądały one przedstawione w bajkach, komiksach o superbohaterach. Ja najwidoczniej nie jestem herosem, mając wgląd w ostatnie wydarzenia.
Od kilku godzin nie ruszyłam się z miejsca. Wszędzie był tylko las, las i las. No może jeszcze ten stary budynek, nadający się do rozbiórki. Nie słyszałam w oddali żadnych dźwięków samochodów, czy pociągów. Jedyne, co docierało do moich uszu, to szelesty drzew i pohukiwanie sów.
Muszę wreszcie zrozumieć, że jestem istotą nadprzyrodzoną i mam moce, dzięki którym mogłabym się stąd wydostać. Ale do mnie to oczywiście nie docierało. Wszystkie uzyskane niedawno informacje mieszały mi w głowie. Dotąd latanie, czy inne nadludzkie umiejętności, były dla mnie tylko fikcją. Dobrze wyglądały one przedstawione w bajkach, komiksach o superbohaterach. Ja najwidoczniej nie jestem herosem, mając wgląd w ostatnie wydarzenia.
Teraz moim
zadaniem jest skupienie się i powrót do domu.
Po raz
kolejny zamknęłam oczy. Przywołałam
wspomnienie, kiedy „wyleciałam” z okna przed spotkaniem z Aaronem. Co wtedy
czułam?
Zimny wiatr
otulił mnie, dzięki czemu mogłam się rozluźnić. Wzięłam głęboki oddech i
instynktownie zamachałam skrzydłami. Poczułam mrowienie w brzuchu i pewną
lekkość. Stanęłam na palcach i odepchnęłam się.
Zawisłam w
przestrzeni. Między niebem a ziemią. Powoli otworzyłam oczy. Znajdowałam się w
najpiękniejszym miejscu, jakie człowiek mógłby sobie wyobrazić. Wokół mnie były
puszyste, lśniące bielą obłoki, przyjazne słońce, a nade mną błękitne niebo. Gdy
spojrzałam w dół, mogłam zobaczyć, jak znika za mną zielony las i złe
wspomnienia.
Byłam pełna
euforii! Nigdy tak się nie czułam! To było coś niezwykłego.
Rozejrzałam
się. Teraz czeka mnie najtrudniejsze: którędy do domu?
Byłam już
blisko Sheridan. Widziałam z daleka utęskniony dom i ogródek. Ruch skrzydeł
skierowałam w przeciwną stronę i delikatnie wylądowałam na trawniku. Schowawszy
skrzydła , podeszłam do okna. Zobaczyłam, jak Arcady pociesza zrozpaczoną
Vivian. Ciekawe, ile dni mnie nie było?
Gdy
znalazłam się na ganku, długo zastanawiałam się, czy wejść do domu.
Co ja im
powiem? Że zostałam uprowadzona, bo jestem dziwadłem i moją nadludzką mocą zabiłam
porywacza? A może po prostu ich zahipnotyzuję? Nie, nie mogę tego zrobić. To
nadal moi rodzice.
Położyłam
dłoń na klamkę i nacisnęłam na nią ostrożnie. Próbowałam nie wydać żadnego odgłosu,
co jednak zakończyło się niepowodzeniem. Drzwi zaskrzypiały głośno i z salonu
usłyszałam głos mamy:
- Lillian? – spytała z nadzieją. Wbiegła do przedpokoju. Gdy zaważyła, że stoję w drzwiach, uścisnęła mnie mocno. – Gdzie się podziewałaś? Co ci się stało? – Dotknęła mojej umorusanej błotem twarzy i porwanych ubrań.
- Lillian? – spytała z nadzieją. Wbiegła do przedpokoju. Gdy zaważyła, że stoję w drzwiach, uścisnęła mnie mocno. – Gdzie się podziewałaś? Co ci się stało? – Dotknęła mojej umorusanej błotem twarzy i porwanych ubrań.
Wzrok powoli
skierowałam na opuchniętą twarz Vivian. Następnie na Arcady’ego, który stał
przy mamie z założonymi rękoma. Myśli kumulowały się w mojej głowie. Nie
wiedziałam, co robić. Powiedzieć im, czy nie? Dostałam okropnego bólu głowy.
Nogi się pode mną ugięły. Tata zareagował szybko i złapał mnie zanim zdążyłam
upaść.
- Lillian, dobrze się czujesz?
- Lillian, dobrze się czujesz?
Po
policzkach spłynęły mi łzy. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, jak bariera
otacza mój dom. Gdy wzięłam głęboki oddech,
sprawiłam, że przezroczysta półkula rozszerzyła się i pod moim władaniem
było już całe miasteczko.
Zapomnijcie o mojej nieobecności.
Zapomnijcie o mojej nieobecności.
Tydzień.
Tyle czasu znajdowałam się poza domem. Oczywiście, gdy zjawiłam się w szkole
następnego dnia, nikt nie zauważył, że
mnie nie było. Perswazja czyni cuda.
Przechodząc
szkolnym korytarzem, odetchnęłam z ulgą na widok rówieśników i nauczycieli. Tęskniłam
za niebieskimi szafkami, ubrudzoną podłogą, zniszczonymi ławkami. Choć nie było
idealnie, to czułam się w Sheridan bezpiecznie. Cieszyłam się, gdy koledzy
witali się ze mną i nie widzieli we mnie potwora.
Przez cały dzień unikałam Aarona. Bardzo go polubiłam i boję się, że go skrzywdzę. Nie potrafię jeszcze kontrolować w pełni moich umiejętności. Nie chciałabym, żeby ostatnia sytuacja w samochodzie ponownie się wydarzyła.
Nie mogę narażać ludzi na niebezpieczeństwo, a przede wszystkim moich rodziców, Aarona i Kate. Bardzo chciałabym się komuś zwierzyć, zaufać, ale wiem, że to niemożliwe.
Gdy byłam w drodze do klasy języka francuskiego, przy przeciwnej sali stał Aaron z grupą futbolową. Gwałtownie zatrzymałam się i rozejrzałam się zdenerwowana. Uratowała mnie toaleta, do której popędziłam jak szalona. Po drodze zderzyłam się ze starą koleżanką z podstawówki, Melanie. Przeprosiłam ją i szybko pomogłam jej podnieść podręczniki. Gdy dotknęłam przez przypadek jej dłoni, wydała mi się lodowata. Spojrzałam troskliwie na Melanie. Twarz miała poważną i bladą oraz zapadnięte oczy, jakby nie spała od kilku dni.
- Wszystko w porządku? – spytałam.
- Tak. – odburknęła i odwróciła się pośpiesznie.
Przez cały dzień unikałam Aarona. Bardzo go polubiłam i boję się, że go skrzywdzę. Nie potrafię jeszcze kontrolować w pełni moich umiejętności. Nie chciałabym, żeby ostatnia sytuacja w samochodzie ponownie się wydarzyła.
Nie mogę narażać ludzi na niebezpieczeństwo, a przede wszystkim moich rodziców, Aarona i Kate. Bardzo chciałabym się komuś zwierzyć, zaufać, ale wiem, że to niemożliwe.
Gdy byłam w drodze do klasy języka francuskiego, przy przeciwnej sali stał Aaron z grupą futbolową. Gwałtownie zatrzymałam się i rozejrzałam się zdenerwowana. Uratowała mnie toaleta, do której popędziłam jak szalona. Po drodze zderzyłam się ze starą koleżanką z podstawówki, Melanie. Przeprosiłam ją i szybko pomogłam jej podnieść podręczniki. Gdy dotknęłam przez przypadek jej dłoni, wydała mi się lodowata. Spojrzałam troskliwie na Melanie. Twarz miała poważną i bladą oraz zapadnięte oczy, jakby nie spała od kilku dni.
- Wszystko w porządku? – spytałam.
- Tak. – odburknęła i odwróciła się pośpiesznie.
Weszłam do
łazienki. Jeszcze w oddali słyszałam wołanie Aarona. Zignorowałam go.
W środku spotkałam Larissę z jej psiapsiółką. Miała dzisiaj na sobie czarną skórzaną i zbyt krótką spódniczkę oraz różową prześwitującą bluzkę. Jak zwykle, miała w nosie zasady szkoły. Siedziała na parapecie i piłowała pilniczkiem paznokcie.
W środku spotkałam Larissę z jej psiapsiółką. Miała dzisiaj na sobie czarną skórzaną i zbyt krótką spódniczkę oraz różową prześwitującą bluzkę. Jak zwykle, miała w nosie zasady szkoły. Siedziała na parapecie i piłowała pilniczkiem paznokcie.
- Czekałam
na ciebie. – odparła.
- Co znowu ci nie pasuje? – spytałam wkurzona.
- Chodzi o Aarona, zabrałaś mi go. Z kim ja mam teraz pójść na bal? Przewodnicząca czirliderek musi umawiać się z kapitanem drużyny futbolowej!
- Co znowu ci nie pasuje? – spytałam wkurzona.
- Chodzi o Aarona, zabrałaś mi go. Z kim ja mam teraz pójść na bal? Przewodnicząca czirliderek musi umawiać się z kapitanem drużyny futbolowej!
- Aaron nie
jest zabawką. Nie możesz sobie nim rządzić. Ma wolną wolę i nie należy do
ciebie. – wytłumaczyłam jej spokojnie.
Zachowanie Larissy doprowadzało mnie do szału, ale próbowałam panować
nad sobą.
- Ani do ciebie. – odparła, przedrzeźniając mnie.
- Ani do ciebie. – odparła, przedrzeźniając mnie.
Myślałam, że
nie wytrzymam. Wszystko we mnie buzowało.
-
Mam już tego dość, Larissa! Naprawdę przesadzasz! Nie wszystko obraca się tylko
wokół ciebie! – powiedziałam jej prosto
w twarz.
Byłam
wściekła i miałam ochotę ją udusić.
Wtem
Larissa strasznie pobladła, jakby przeraziły ją moje słowa i dotarły do niej.
Nareszcie. Byłam dumna z siebie.
Pokonana
koleżanka złapała się nagle za gardło. Dusi się. I to zapewne moja wina. Jak to zakończyć? Spojrzałam na dłonie, które
miałam mocno zaciśnięte w pięści.
Kierowała mną wściekłość i czułam, że chcę śmierci Larissy. Nie mogę być
taka! Muszę nauczyć się wreszcie kontrolować moje umiejętności. Bo to nie powinno
być chyba aż takie trudne? Gdy zamykam oczy, mogę się skupić i uspokoić. Więc
to zrobiłam. Powoli otworzyłam dłonie. Wtedy Larissa opadła na podłogę i zaczęła
nabierać szybko powietrza.
-
Coś ty jej zrobiła, Lillian?! – wrzasnęła Bren Canny, koleżanka Larissy. Pomogła wstać przyjaciółce
i zaprowadziła ją do pielęgniarki. -
Dziwaczka z ciebie. – dodała zanim wyszła z toalety.
Stałam oszołomiona i patrzyłam, jak odchodzą,
aż drzwi od łazienki zamknęły się. Popatrzyłam na własne odbicie w lustrze i
przyłożyłam dłonie do twarzy.
Kim jestem?
Kim jestem?
Zasiadłam
spokojnie do ławki. Gdy podniosłam głowę , zobaczyłam, że wszyscy mi się
uważnie przyglądają. Niektórzy ze zdziwieniem, inny z podziwem, a pozostali z
wściekłością. Dziewczyny siedzące za mną szeptały. Co chwilę z ich ust padało
imię Lillian lub Larissa. Zmarszczyłam czoło. Rana za uchem pulsowała i ból
rozchodził się aż na lewy policzek. Schowałam twarz w dłonie i wytężyłam słuch.
- Nie mogę w to uwierzyć, że ona chciała udusić Larissę. – powiedziała jedna, akcentując słowo „ona”, jakby to był kwas, który może wyżreć ci wszystkie wnętrzności. Już pewnie kapitanka czirliderek opowiedziała całej szkole o jej niewinności i o tym, jak się rzuciłam na nią z pazurami.
- Nie mogę w to uwierzyć, że ona chciała udusić Larissę. – powiedziała jedna, akcentując słowo „ona”, jakby to był kwas, który może wyżreć ci wszystkie wnętrzności. Już pewnie kapitanka czirliderek opowiedziała całej szkole o jej niewinności i o tym, jak się rzuciłam na nią z pazurami.
- Co jej
wstąpiło do głowy? Przecież Lari jest taka ekstra. – odpowiedziała druga.
- Pewnie jej
zazdrości i tyle.
Wściekła
odwróciłam się.
- Możecie
przestać? – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Dziewczyny na początku
zaskoczone, a potem zaśmiały się szyderczo.
- A co?
Udusisz nas? – odparły jednocześnie, jak do małego dziecka.
Nie
odpowiedziałam. Po pierwsze nie chciałam się tłumaczyć, a po drugie do sali
weszła już nauczycielka i musiałam usiąść przodem do tablicy.
Na
dzisiejszej lekcji miał się odbyć test. Zapomniałam o nim kompletnie. Gdyby
nauczycielka wiedziała, że zostałam porwana, to by na pewno mi odpuściła.
Niestety, powiedzenie prawdy ma też i minusy.
Kończyłam
już pisać test, który okazał się strasznie łatwy, gdy nagle z głośników w sali
zaczęły wydobywać się zakłócenia. Cała klasa, słysząc nieprzyjemne odgłosy,
zakryła uszy. Po chwili hałas ustał i wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Cześć
ziomki! – powitał znajomy głos szkolnego radiowca. – Przepraszamy za
zakłócenia!
Pani
Morlieur przewróciła oczami.
- Chcemy wam
przypomnieć o zbliżającym się Balu Zimowym. Trwa głosowanie na króla i królową.
Macie wybrać najlepszych! – oznajmił, udając showmana - I to chyba tyle.
Dzięks. - dodał już normalnym głosem.
W całej
klasie zapanował harmider, ale nauczycielka wszystkich uciszyła, walnąwszy dziennikiem o biurko. Powróciliśmy do
egzaminu.
Nagle znowu
z głośników wydobył się głos, tym razem sekretarki.
- Lillian
Bail proszona jest do dyrektora.
Otworzyłam
szeroko oczy, a klasa spojrzała na mnie.
- Ma za
swoje – odparł jeden z uczniów.
Spokojnie zebrałam swoje rzeczy i oddałam nauczycielce nieskończony sprawdzian. Nie patrzyłam ludziom w oczy. Następnie wyszłam z sali. Pustym korytarzem poruszałam się wolno, szurając nogami. Pewnie chodzi o sytuacje z Larissą.
Spokojnie zebrałam swoje rzeczy i oddałam nauczycielce nieskończony sprawdzian. Nie patrzyłam ludziom w oczy. Następnie wyszłam z sali. Pustym korytarzem poruszałam się wolno, szurając nogami. Pewnie chodzi o sytuacje z Larissą.
- Mogła
zginąć. – wyszeptałam pełna gniewu i przywaliłam pięścią o jedną z szafek, w
której pozostało głębokie wgłębienie.
Otrząsnęłam się po chwili i rozpłakałam. Podparłam się żółtej ściany.
Otrząsnęłam się po chwili i rozpłakałam. Podparłam się żółtej ściany.
- Co się ze
mną dzieje? – spojrzałam na zakrwawioną dłoń. Rany szybko zniknęły. – Dlaczego
mi musiało się to przydarzyć?
- Ja nic jej
nie zrobiłam! – tłumaczyłam się. – Nawet jej nie dotknęłam!
- To prawda?
– zwróciła się dyrektorka do Larissy.
- Znaczy nie
dusiła mnie rękoma, ale…
- Czyli
wszystko wymyśliłaś? – przerwała jej.
- Nie! –
sprzeciwiła się Larissa - To jakaś
dziwaczka! Nie mam astmy ani nic z tych rzeczy. Wiem, że jakoś to zrobiła!
Dyrektorka
uśmiechnęła się do mnie współczująco i mówiła dalej:
- Larisso,
nie chciałabyś może spotkać się ze szkolnym psychologiem?
- Nie jestem
chora psychicznie! – prychnęła – Czemu mi nie wierzycie?
- Bo nic ci
nie zrobiłam. Tak, mam nadludzką moc i mogę cię w każdej chwili zabić! –
powiedziałam zirytowana i zamachałam nad
nią rękoma. – Bu!
Larissa podskoczyła.
- Panno
Bail, wystarczy. – poprosiła pani Cartache. -Lillian, przepraszam za
nieporozumienie. Możesz wrócić do klasy. - wskazała ręką drzwi.
- Dobrze.
Dziękuję i do widzenia. – wstałam i ruszyłam jak najszybciej do wyjścia. Nie
chciałam znajdować się w tym samym pokoju, co Larissa.
- Jędza! –
krzyknęła zanim drzwi od gabinetu dyrektorki zamknęły się.
Nie wróciłam
na lekcje. Wyszłam po cichu ze szkoły przez dziurę w ogrodzeniu. Nie usiedziałabym dłużej w szkole, nie
wiedząc kim jestem i co się ze mną dzieje.
Pobiegłam na
pobliskie pole. Upewniwszy się, że nie ma w pobliżu ludzi, rozłożyłam skrzydła,
rozrywając na plecach nowo kupiony top i wzniosłam się ku niebu. Postanowiłam
polecieć do Salem i odzyskać książkę, która powinna dalej leżeć przy księgarni.
Nie chciałam wracać do przykrych wspomnień, ale musiałam.
Lot był
przyjemny i po krótkim czasie znalazłam się już nad Salem. Wylądowałam przy
drzwiach Księgarni Luna. Jak przedtem nie było tu żadnych oznak życia. Z rozpostartymi skrzydłami podeszłam do
zakrętu, gdzie zostawiłam poprzednio książkę. Leżała tam dalej nienaruszona. Włożyłam ją do torby
i odleciałam.
Wylądowałam
na dachu swojego domu i wygodnie usadowiłam się na czarnych dachówkach. Lubiłam
wieczorami spędzać tutaj czas po ciężkim dniu i przyglądać się rozgwieżdżonemu
niebu. Teraz nie było aż tak późno, by zobaczyć jasny księżyc , ale musiałam
gdzieś odetchnąć i dowiedzieć się , co skrywa ta tajemnicza książka.
Wyjęłam ją z
torby i położyłam na kolanach. Książka była średniej wielkości, ale gruba.
Poniszczone kartki i okładka świadczyły o tym, że ma już ona swoje lata. Ledwo
mogłam odczytać tytuł, który brzmiał : „ Sekrety nimfy, władczyni ciemności”.
Przeraził mnie. Czy nimfa Kalipso była aż taka zła?
Wzięłam
głęboki oddech i zacisnęłam mocno dłonie wokół książki.
Miałam
bardzo dużo pytań: kim jestem? Dlaczego posiadam takie umiejętności? Skąd
pochodzę?
Ciekowość
wzięła nade mną górę i delikatnie otworzyłam księgę. Na pierwszej stronie
dużymi literami wygrawerowany był złoty napis: Strzeż się. Są tajemnice, o których nie powinno się wiedzieć, bo nikt nie jest zobowiązany do
ujawnienia prawdy temu, kto nie ma prawa jej znać. Mimo ostrzeżenia
przewróciłam kartkę. Był tam rysunek pięknej kobiety, która trzymała rękę nad
skuloną dziewczynką. Na początku myślałam, że chce jej pomóc, ale dziecko bało
się nieznajomej. Nad dziewczynką unosiła się prawie niedostrzegalna mgła -
kobieta zabierała jej duszę. Pod spodem,
ktoś napisał: Ciałem kieruje nienawiść, a sercem- miłość. Myśli zabierają to co cenne i serce przegrywa.
Chcąc pozbyć
się z pamięci przerażającej sceny, zmieniłam stronę, gdzie znowu na zdjęciu
była uwieczniona śmierć a na następnej przedstawiona historia nimfy. Dowiedziałam
się, że będąc małym dzieckiem, lubiła pomagać innym. Kiedy skończyła
siedemnaście lat, za jej czyny została obdarowana przez bogów różnymi mocami.
Potrafiła m.in. uzdrawiać innych, nawet przywracać życie. Zwierzętom, roślinom, jak i ludziom.
Niestety, dużo osób wykorzystywało Kalipso.
Specjalnie raniło się, żeby ujrzeć tylko jej dar i urodę. Po latach
obserwacji Zeus stwierdził, że córka
Atlasa nie może mieć dobrego serca i nadużywa swoich umiejętności. Uwięził ją
za nieposłuszeństwo na Ogygii i przeklął ją, by jej dary obróciły się przeciwko
niej. Jej dobre serce zmieniło się w lód. Już nigdy nie była taka, jak
kiedyś. Wszystkich, którzy dotarli na
jej wyspę, kusiła swoim pięknem, a następnie zabijała. Rodziła swoich potomków,
którzy gdy kończyli siedemnaście lat, zamieniali się w maszyny do zabijania. W
tym też wieku między córką a matką nie tworzą się więzy, tylko nicie
nienawiści. Będą pragnęły nawzajem się pozabijać.
Nadzieję pokładamy w LuxVenatorach ( z łac.
Łowcy Światła) , którzy rozjaśnią mrok i zwalczą pokusy, mówił fragment
treści „Sekretów nimfy, władczyni ciemności”.
Żal ścisnął
mnie za serce. Nimfa została ukarana za to, czego nie zrobiła. Sądzę, że
specjalnie bogowie uczynili tak, bo
trwała wtedy tytanomachia, a Kalipso przecież była córką tytana. Teraz mrok
płynie w moich żyłach i jedyne, co mogę
zrobić, to trzymać się od wszystkich z daleka. Przewróciłam kilka kartek. Natrafiłam
się na obraz dziewczyny o ciemnych oczach z wysoko uniesioną głową. Z jej pleców
wyrastała para czarnych lśniących od światła księżyca skrzydeł. Przejechałam
opuszkiem palca po rysach jej twarzy.
Dziewczyna była młoda, w moim wieku. Wyglądem przypominała mnie.
Zjechałam palcem na dół. Zdjęcie było podpisane : Blackflier – tak, jak nazwał mnie łowca. Obok ponownie zobaczyłam
znajomy mi symbol – trzy trójkąty stykające się wierzchołkami w środku
sześciokąta.
Dwa boczne trójkąty oznaczają potężne
skrzydła, a dolny jest symbolem całości i jedności. Tylko Blackflier może
odmienić losy Kalipso. Sześciokąt świadczy o liczbie popełnionych morderstw. Tyle
zabije osób dopóki w pełni nie zacznie kontrolować swoich wszystkich umiejętności.
Przeszły
mnie ciarki na samo wspomnienie przykrych wydarzeń.
Najpotężniejszy ze wszystkich. Niesie strach
i pokusę, ale jedyny może uwolnić ród Kalipso od straszliwej klątwy.
Przeczytałam
pod spodem. Przewróciłam kartkę. Z tyłu była pusta strona.
- Jeśli
jestem Blackflierem, to jak mogę uratować moją rodzinę? – spytałam samą siebie.
Nagle tusz na
kartce rozmazał się i zlał się w jedną wielką czarną plamę, z której uformowało
się nowe zdanie:
Kto mruga okiem - knuje zło i nikt go od tego nie odwiedzie.
Kto mruga okiem - knuje zło i nikt go od tego nie odwiedzie.
- Mam dość
już tych wszystkich cytatów, których nie rozumiem! Na marne wydałam pięćdziesiąt
dolarów!
Tekst znowu zmienił
się, jakby czytał mi w myślach.
Złość i gniew są obrzydliwościami, których
pełen jest grzesznik.
A gdy te
słowa zniknęły, pojawiło się tylko jedno:
Blackflierze.
Z hukiem
zamknęłam książkę.
Nie byłam
zaskoczona, gdy z tyłu okładki zobaczyłam kolejny napis:
Rana może być opatrzona,
obelga darowana,
ale ten, kto wyjawił tajemnicę, nie ma już nadziei.
Rana może być opatrzona,
obelga darowana,
ale ten, kto wyjawił tajemnicę, nie ma już nadziei.
Zdenerwowana zgniotłam książkę, jakby była to
cienka kartka papieru. Zostawiłam tylko stronę o Blackflierze. Weszłam przez
okno do domu. Kartkę położyłam na biurku, a ze zniszczoną książką pobiegłam do
kuchni i nie zastanawiając się, wyrzuciłam ją do kosza.
-To dziwne. Ostatnie dni widzę jak przez mgłę.
Nie mogę przypomnieć sobie, co robiłem. – stwierdził Aaron. Przytaknęłam,
udając, że nie wiem o co mu chodzi.
Umówiłam się z nim wieczorem w parku. Obiecałam
sobie, że nie wyjdę dzisiaj z domu, ale bardzo się za nim stęskniłam i nie
wytrzymałam.
- Te zaginione wspomnienia dotyczą tylko ciebie.
Jakbym cię nie widział od tygodnia.
- Może tylko ci się zdaję? Mogę się z tobą
zgodzić, że nie spotkaliśmy się od dawna, ale nie żeby tydzień. – ciężko było
mi go okłamywać, patrząc prosto w oczy. Z tęsknoty chciałam się na niego rzucić
i być teraz w jego objęciach.
Aaron podszedł powoli i wziął mnie za ręce.
- No to powiedz, co wczoraj robiłaś? – zapytał.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale żadne słowo nie
wypadło z moich ust.
- Czy to nie dziwne, że nie pamiętasz?
Pamiętam, głupku! Dobrze pamiętam! Ale nie mogę
nic ci powiedzieć.
Uśmiechnęłam się do niego słabo.
- Nie czytasz przypadkiem za dużo książek fantasy?
Bo co niby się stało? Przecież to nie Faceci
w czerni. Kosmici nie istnieją i nikt nie wyczyszcza nam pamięci. –
tłumaczyłam się, by odwieść go od prawdy.
Aaron zaczął coś mówić, ale zagłuszyła go moja
komórka. Przeprosiłam go i odeszłam na chwilę.
- Co chcesz, Kate?
- Za godzinę będę w Sheridan! Będę czekać na
ciebie w moim domu z nowymi ciuchami! Kupiłam suknie na bal!
- Kate… Nie wiem, czy dam radę do ciebie przyjść.
- Co? Wreszcie odebrałaś i nie chcesz ze mną
gadać? Wiem, że zostawiłam cię samą, ale musiałaś mnie ignorować przez te kilka
dni i nie odbierać?
- Byłaś poza miastem? – spytałam zaskoczona.
- No tak, mówiłam ci przecież, że wyjeżdżam na
tydzień, bo muszę odwiedzić chorą babcię.
- Zapomniałam.
– wyszeptałam zdezorientowana. Przez całą sytuację z Kalipso, wyleciało mi to z
głowy. Nawet nie zauważyłam, że nie było jej dzisiaj w szkole. Dobrze, że
chociaż jeśli znajdowała się poza Sheridan, to i tak nie wiedziała o mojej nieobecności.
- A nie
mówiłem, że się coś dzieje. – powiedział Aaron, który stał za mną i
podsłuchiwał rozmowę.
- Jesteś z
Aaronem? – spytała zaciekawiona Kate – To dlatego nie chcesz ze mną rozmawiać.
– westchnęła smutno.
- Nie, nie.
Chcę, tylko kiepsko się czuję.
- Wiem, że
coś się dzieje, ale ty nie chcesz przyznać mi racji! – stwierdził Aaron.
Odwróciłam się do niego. W tym samym czasie usłyszałam w słuchawce Kate:
- Jak to?
Coś się dzieje? O co chodzi?
Gniew
zawładnął moim ciałem i nie wytrzymałam.
- Czy wy
możecie przestać?! – wrzasnęłam tak, że wszyscy ludzie w parku zwrócili na mnie
uwagę. Schowałam twarz w dłonie. Gdy uspokoiłam się, podniosłam głowę i
uśmiechnęłam się przepraszająco do Aarona.
Do głowy
przychodziła mi tylko jedna myśl. Niestety, zawsze muszę pójść najprostszą
ścieżką.
- Nic się
nie dzieję. – zwróciłam się do Aarona, wpływając na jego umysł i zmieniając
zaistniałe wydarzenia – Zadzwonię później. – dodałam do słuchawki i rozłączyłam
się.
Spojrzałam
na Aarona. Wydało mi się, że nie zada już żadnych głupich pytań, dopóki się nie
odezwał:
- To prawda,
że…
Wiedziałam,
co chce powiedzieć, więc przerwałam mu szybko zanim skończył zdanie. Wszyscy już
w szkole rozmawiali o wydarzeniu dnia. Zapewne dzięki Larissie, która nie da z
wygraną, niedługo będzie wiedzieć całe Sheridan!
- Nic nie
mów. – Przybliżyłam się do niego i złożyłam na jego ustach długi pocałunek.
_____________________________________________________________________
O to i on. Wyczekiwany rozdział 7.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz