2 lata temu…
- Lillian!
Lillian! Obudź się!! - wrzeszczy tata,
trzęsąc mnie, abym się obudziła i wbijając mi przy tym paznokcie w ramiona.
Szybko
usiadłam na łóżku, opierając się z tyłu rękoma. Byłam cała mokra od potu, a
serce biło mi jak oszalałe.
- Znowu krzyczałam?- spytałam oschłym głosem ojca, choć znałam już odpowiedź.
Arcady
przytulił mnie i po moich policzkach od razu spłynęły strumienie łez.
-
Tęsk-nię-za-nią.- wychlipałam.
- Wiem, ja
też. - odpowiedział, głaszcząc mnie na pocieszenie po plecach.
Czekał, aż się uspokoję i po chwili się
odezwał:
- Dzwoniła
Katerina. Pytała się, czy może nie chciałabyś z nią wyjść dzisiaj do kina.
- Nie wiem,
tato. Jeszcze chyba nie mam na to sił.
- Lekarz
mówi, że może dobrze by ci zrobiło wreszcie wyjście z domu. Nie byłaś na
świeżym powietrzu od wypadku. Wszyscy martwią się o ciebie.
- Oh… Tato,
proszę. Jeszcze chyba nie dam rady pokazać się ludziom.
- To może
Katerina wpadnie do nas? Zostawię was samych, wychodzę z Jackiem do pubu
obejrzeć mecz.
- Ty i mecz? - szczęka mi opadła. Mój tata
idzie na mecz? Od śmierci mamy nigdzie prawie nie wychodził, oprócz oczywiście
do pracy.
- Jack mnie
zmusił. Wiesz jaki on jest… - uśmiechnął się - Dobra ja już lecę, bo zaraz
stracę pracę. - pocałował mnie w czoło - Pamiętaj zadzwonić do Kate! - ostatnie
słowa wypowiedział już schodząc ze schodów.
Dziś, tata
promienieje. Dawno tak się nie zachowywał. Ciekawe, co mu się stało? Cieszę,
że wreszcie jest radosny. Nie to co
wcześniej. Jeszcze niedawno był smutny, zdołowany tak, jak ja…
Trzasnęły
drzwi i znowu zostałam sama.
Ten pusty,
duży dom trochę przyprawia mnie o dreszcze. Choć już się do niego
przyzwyczaiłam. Od trzech tygodni nie wychodzę z domu. Boję się słów ludzi,
które wypowiedzą, jak mnie zobaczą. Bardzo
mi przykro z powodu śmierci twojej matki. Wszystko będzie dobrze. Jestem przy
tobie. Nie martw się. Przykro mi. Współczuję ci.
Nie chcę
wracać do szkoły . Nauczyciele będą dawać mi fory, przez co mogę narobić sobie
więcej wrogów. Najgorsze będzie to, że
wszyscy będą się na mnie gapić, szeptać, plotkować o mnie, szeptać, plotkować,
gapić…
W ręku
trzymałam fotografię mojej matki ze mną i z Kate. Robimy śmieszne miny, stojąc
na tle Akropolu ateńskiego w Grecji. To było tak niedawno…
Na zdjęcie
spadło kilka moich łez, rozmazując kolorowy tusz.
-Potrzebuję
cię, mamo. Bez ciebie nie dam rady - wyszeptałam, przesuwając opuszkiem palca
po twarzy mamy- Tęsknię…
I nagle
bezwładnie opadłam na podłogę…
Zemdlałam.
Znajduję się w
ciemności. Nic nie widzę. Nic nie słyszę...
Ale biegnę...
Biegnę ku nicości.
Nie myślę co robię, ale czuję, że muszę uciekać.
Nagle staję w miejscu
i nie mogę się ruszyć.
Boję się. Chcę stąd
czym prędzej uciec, ale nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
Zaczynam krzyczeć.
I nagle widzę
czerwonego motyla, który krwawi. Krople jego krwi brudzą podłogę, tworząc
czerwoną plamę. Zaczyna się ona powiększać i pokój przybiera barwy czerwieni.
Krzyczę coraz
głośniej.
Nagle odzyskuję
czucie w rękach, nogach i zaczynam wyrywać sobie włosy. Upadam na
podłogę, tarzając się we krwi I waląc przy tym z całej siły pięściami i nogami.
- Odpocznij. - słyszę
damski głos, który roznosi się echem po czerwonym, pustym korytarzu - Przestań...
Popatrz w górę...
Niechętnie spojrzałam
na latającego nade mną motyla.
Nagle zmienił się w
zjawę. Kiedy przybrała wyraźniejszych kształtów, ujrzałam twarz mojej mamy.
-Przepraszam... -
wyszeptała.
A potem rozpłynęła
się w powietrzu...
Zniknęła. I
wspomnienia razem z nią.
Z kim?
Kto to był?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz