Sheridan
w stanie Oregon, czasy obecne…
Obudziło
mnie głośne pukanie do drzwi. Przewróciłam się na plecy i otuliłam uszy
poduszką, aby chociaż trochę stłumić nieznośne dźwięki. Jękliwym głosem
poprosiłam jeszcze o chwilę snu, ale niestety nic nie zdołałam, bo mama
wtargnęła do mojego pokoju. Otworzyła okno i ściągnęła ze mnie kołdrę. Zimne
jesienne powietrze owiało moje odkryte stopy, ręce i głowę.
- Ojeju, maaamooo – wymruczałam.
- Lillian!
Raz, dwa, trzy! Wstawaj! Nie chcę, abyś się spóźniła do szkoły! Niedługo po
ciebie przyjedzie Kate, a ty jeszcze w piżamie! – powiedziała, raczej
wykrzyczała mama wpuszczając przy tym marne światło do ciemnego pokoju.
Zauważając, że prawie nie oświetla pomieszczenia, włączyła lampkę na moim
biurku.
- Nie, tylko
nie światło… - wyciągnęłam rękę ku
jasności – Wyłącz… – burknęłam.
- Jak chcesz
to sama wstań i wyłącz. - i wyszła z pokoju.
Nie znoszę
jak to robi. Jak się cieszę, że jutro kończy się jej urlop i wraca do pracy.
Wzięła
wolne, bo chciała wyjechać na kilka dni do koleżanki z Francji, ale niestety
przyjaciółka zachorowała i wypoczynek został odwołany. No i, musiała niestety
zostać w domu…
Wstałam i
nieprzytomna skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, myjąc przy
tym włosy , wyszczotkowałam zęby i wróciłam do pokoju, aby się ubrać, ale
pierwsze, co zrobiłam, to oczywiście wyłączenie lampki i zasłonięcie rolet.
Nienawidzę
światła. Nie wiem czemu, ale mam tak od dzieciństwa. Dobrze widzę w ciemności i
mi ono nie przeszkadza. Szczerze, to czuje się tak bezpieczniej i lepiej, a
światło strasznie mnie drażni.
Podeszłam do
szafy i wyjęłam z niej czarne rurki, czarny t-shirt i czarno-białą koszulę w
kratkę. Nie, nie mam żałoby, ale po prostu lubię się tak ubierać. Lubię styl
grunge, rock i nie mam także ochoty się wystrajać. Nie jestem jakąś głupią
blondynką, która ugania się za chłopakami.
- Lily,
śniadanie! – zawołała moja „kochana” mama.
Ubrałam się,
wysuszyłam włosy i zeszłam na dół.
Po kuchni roznosił się znajomy mi już zapach.
- Znowu
bekon?- zapytałam i usiadłam do stołu. – Czy nie ma nic innego do jedzenia?
- Ogórki –
odparła mama.
- Fuuuu. To
już wolę bekon.
Vivian
postawiła mi talerz z „pachnącym” bekonem pod nosem. Przez chwilę dziobałam go
widelcem, potem odłożyłam go i odsunęłam talerz.
- Chyba
jednak nie dam rady tego zjeść. – wykrzywiłam się jak kapryśne dziecko.
Mama widząc
moją minę, stwierdziła:
- No, dobra.
Dzisiaj nie będę już cię męczyć, więc możesz sobie zrobić chleb z masłem, ale
masz na lunch zjeść coś pożywnego. Ja muszę iść teraz po zakupy, aby zrobić coś
na obiad, a potem wychodzę z Claire do kosmetyczki.
Przewróciłam
oczami.
- Nie wiem,
po co ci to. I tak ładnie wyglądasz.
Udała, że
mnie nie słyszy i schowała bekon do lodówki.
Zrobiłam
kanapkę i nagle usłyszałam znajomy warkot
samochodu pod domem, a po chwili dźwięk klaksonu.
- Kate
przyjechała! Ja lecę ! Pa! – odsunęłam
krzesło, wzięłam torbę i kurtkę i szybko wybiegłam z domu, głośno zatrzaskując
drzwi- O kurczę, znowu mama się wkurzy – powiedziałam pod nosem.
- Cześć, Kate.
Co tam? – weszłam do starego mini vana
- No witam.
Wiesz, jak zawsze. Raz lepiej, raz gorzej – odpowiedziała z greckim akcentem.
Kate,
dokładnie Katerina Angle Detras, jest moją najlepszą przyjaciółką od 2 klasy
podstawówki. Przeprowadziła się 10 lat temu z Grecji do naszego miasteczka
Sheridan i zamieszkała w domu naprzeciwko. Gdy jej mama przyszła odwiedzić
sąsiadów i przynieść dla nich własnoręcznie upieczoną szarlotkę (jej rodzice
prowadzą cukiernię), poznałam Kate i jak to dzieci, już pierwszego dnia
złożyłyśmy sobie przysięgę, że będziemy najlepszymi kumpelami.
- A właśnie?
Co tam u ciebie? Przecież jutro twoje urodzinki! – wykrzyczała.
- Ciii! –
zakryłam jej usta ręką - Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział.
- A to
czemu? – spojrzała na mnie poirytowana.
Wzruszyłam
ramionami i popatrzyłam na krajobraz za oknem. Dalszą drogę spędziłyśmy w
milczeniu.
Skręciliśmy
w prawo i wjechaliśmy na parking szkolny. Gdy znaleźliśmy wolne miejsce blisko
wejścia i chcieliśmy już je zająć, Larissa wraz ze swoimi przyjaciółkami
zaparkowała przed nami swoim porsche Uwielbia robić nam na złość.
- Zabieraj
stąd tego grata – powiedziała- i zawieź
go lepiej do muzeum albo stójcie. – odwróciła się do swoich koleżaneczek – Na
wysypisko. – zachichotały nieznośnie.
-Idiotki –
ja i Katerina odparłyśmy równocześnie.
I gdy
szkolne Barbie weszło do budynku, Kate lekko stuknęła w karoserię porsche i
zawróciła, zostawiając oczywiście po sobie cenny i widoczny ślad na
samochodzie.
- Oh… Kate…
- przewróciłam oczami.
- No co ty
ode mnie chcesz? Czy ja coś zrobiłam? – odparła ironicznie i uśmiechnęła się do
mnie, udając niewiniątko.
Larrisa
Montrue, można powiedzieć, że była kiedyś moją dobrą koleżanką, ale niestety,
gdy zauważyła, że zadaję się z nową osobą ( Kate), odwróciła się do mnie
plecami. Myślałam, że już trochę dojrzała, kiedy poszła do liceum, ale chyba
jej hobby stało się uprzykrzanie życia Lillian Bail i jej przyjaciółki.
Weszłyśmy do
budynku szkoły, wzięłyśmy z szafki podręcznik do algebry i ruszyłyśmy na
lekcję. Gdy znaleźliśmy się w klasie, akurat zadzwonił dzwonek. Uf… zdążyłyśmy.
Pan Gonards
popatrzył na nas srogo, więc szybko zasiadłyśmy do ławki.
Jak zwykle
przynudzał. Już po 5 minutach odleciałam myślami.
Zastanawiałam
się nad jutrzejszym dniem. Mam nadzieję, że Katerina nie zaplanowała niczego
szalonego. Po szkole mogłabym się przejść do kina i jeśli Kate chciałaby to
także do galerii. Jestem w ostatniej klasie, więc zbliża się bal maturalny i
musimy przecież wybrać suknię, pomyślałam ironicznie.
Nagle
poczułam, jak ktoś szarpnął mnie za łokieć.
- Psst –
szepnęła Kate- Aaron się cały czas na ciebie gapi.
-
Przesadzasz – przewróciłam oczami i wróciłam do „rozwiązywania zadań”. Udając
pisanie długopisem, ostrożnie spojrzałam na Aarona, a ten od razu odwrócił
wzrok. Dziwne, pomyślałam.
Aaron to
fajny chłopak i znany w szkole. Dużo dziewczyn za nim się ugania, ale dla mnie
jest obojętny. Słyszałam plotki o tym, że się jemu podoba, ale plotki, jak
plotki są nie warte uwagi. Gwiazda futbolu zainteresował się brzydkim
kaczątkiem. Śmieszne.
- Świat do
panny Bail! – głos pana Gonardsa wyrwał
mnie zza myśleń. Otrząsnęłam się.
Dotknęłam
blizny za uchem. Piekła mnie trochę. No tak, przecież wszyscy się na mnie
patrzyli.
- Tak? –
udałam, że nic się stało.
- Czekam, aż
pani przyjdzie tu i rozwiąże równanie. – zniecierpliwiony stukał kluczem od
sali o biurko, co strasznie mnie drażniło.
Wstałam i
podeszłam do tablicy.
- No to może
dla panny Marzycielki, damy jakieś skomplikowane zadanko - zajrzał do swojej
książki, poprzewracał kartkami, aż znalazł dobry przykład i przepisał na
tablicę- Proszę, tak, żeby pani odpłynęła w świat liczenia. - uśmiechnął się do mnie pobłażliwie i
zasiadł do swojego biurka. - A, zapomniałem powiedzieć. - zwrócił się do
uczniów - Jak Lillian zrobi przykład,
wszyscy mogą dopiero wyjść z sali.
- O nie… - jęknęła chórem cała klasa.
- Panie
Owens - spojrzał się na klasowego kujona - ma pan nie podpowiadać.
- Dobrze, proszę
pana, ale i tak nie dałbym rady, to zadanie jest zbyt skomplikowane -
powiedział wstydliwie - Musiałbym spędzić kilka godzin, aby je rozwiązać.
Spojrzałam
na zszokowanych kolegów i koleżanek. Słyszałam ich szepty: Lillian nie da rady, niech ktoś jej pomoże, Ona nie ma szans.
Jejku, liczą
na mnie.
I wreszcie
odważyłam się spojrzeć na przykład. Ujrzałam jakąś średniowieczną cyrylicę.
Jęknęłam cicho i wzięłam marker od pana Gonardsa.
Podeszłam
kilka kroków w stronę tablicy. Serce biło mi jak oszalałe.
W oddali
usłyszałam głos Kate:
- No dalej,
wiem, że dasz radę. - wyszeptała pocieszająco, co mnie uspokoiło.
Gdy jeszcze
raz spojrzałam na równanie, zamiast cyrilicy pojawiły się liczby. Liczby dla
mnie zrozumiałe.
Po głowie
chodziła mi tylko jedna cyfra. Minus jeden. Napisałam ją i odwróciłam się do
nauczyciela, ale on nie zwrócił na mnie uwagi. Gdy odchrząknęłam, dopiero
spojrzał na mnie.
-
Skończyłam. - powiedziałam drżącym głosem.
Zapadła
cisza, bo wszyscy oderwali się od swoich zajęć i popatrzyli na mnie zszokowani.
Nauczyciel też miał otwarte oczy, wstał i zajrzał do swojej książki.
- To…
ppp…rawidłowa odpowiedź - i jeszcze raz spojrzał na mój wynik. Nagle się
otrząsnął się i podniósł wysoko głowę, żeby nie utracić honoru - Przepraszam,
ale zapomniała panienka o obliczeniach. Gdzie się one podziały? - zwrócił się
do mnie, jak do niemowlaka, czy niedorozwiniętego dziecka.
- Są w mojej
głowie - stwierdziłam i dotknęłam palcem miejsca przy skroni.
Podeszłam do
ławki i wzięłam swoją torbę.
- Chodź
Kate. - zawołałam do niej.
- A gdzie
pani się wybiera? - zdziwił się nauczyciel.
- Powiedział
pan, że gdy skończę przykład, można już iść , więc do widzenia! - pożegnałam się
i wyszłam dumnie z sali, a reszta klasy za mną.
- To było coś, Bail. - powiedział Sean Owens,
klepiąc mnie po ramieniu.
Kiedy szłam
korytarzem, wszyscy mi dziękowali, a gdy Larissa przeszła koło mnie wraz z
przyjaciółkami, fuknęła na mnie.
- Tym razem
ci się poszczęściło. - i odeszła z obrażoną miną.
Ja i
Katerina spojrzałyśmy po sobie, i gdy zrobiła swoją ulubioną minę - falkę
brwiami - wybuchnęłam śmiechem, a Kate
się dołączyła.
Dalsza część
dnia minęła dość spokojnie, dopóki nie wpadłam na… na Aarona Greya. Właśnie co
skończyłam rozmawiać z Kate i odwróciłam się, aby pójść do łazienki. Uderzyliśmy
się głowami i z kieszeni wypadła mi komórka. Wypowiedzieliśmy ciche przepraszam
i gdy wzięłam telefon z podłogi, próbowałam odejść, ale zahaczyłam kolczykiem o
jego koszulkę. Kiedy go odczepiłam, jeszcze raz powiedziałam mu głuche
przepraszam i aż poczułam gorąco od
rumieńców na policzkach.
- Nic się
nie stało – odpowiedział z uśmiechem. Odwrócił się i wrócił do kolegów. Czułam
jak się jeszcze patrzy w moją stronę, dopóki nie weszłam do toalety.
Na szczęście
nikogo w niej nie było i mogłam się trochę ogarnąć. Dotknęłam rękoma policzków
i w odbiciu w lustrze ujrzałam żółtą karteczkę przylepioną do mojej dłoni.
Odlepiłam ją i przeczytałam:
„Naprawdę przepraszam
263-789-6099
Proszę
zadzwoń
Aaron”
Przez chwilę
stałam osłupiała i patrzyłam na kartkę, aż nagle ktoś wszedł do toalety i
szybko wbiegłam do kabiny.
- Co
zamierzasz? – spytała dziewczyna.
- Chwila –
po głosie poznałam, że to Larissa. Tylko nie to…
Zauważyłam,
że sprawdza, czy ktoś tu jest, więc podkuliłam nogi.
– Okay.
Nikogo nie ma.
- To co
chcesz zrobić? – zapytała jeszcze raz koleżanka Larissy, zapewne Susie.
- No wiesz,
on nie może tak ze mną pogrywać. On musi mnie zaprosić na bal. – domyśliłam
się, że chodzi o Aarona.
- Nie jestem
tego taka pewna. Nie widziałaś , co dzisiaj było na matematyce? – spytała
ostrożnie Susie.
- Chodzi o
to, jak ta głupia idiotka Lillian się przemądrzała w klasie? Co ma to wspólnego
z moim balem?
Przewróciłam
oczami.
- Naprawdę
nie widziałaś? Aaron cały czas gapił się na Lily!
- Na tą
zdzirę? Nie, to nie możliwe. Mój Aaron nie zwróciłby nawet na nią uwagi.
- Może mi
się przewidziało – drzwi od damskiej toalety trzasnęły z hukiem.
Uff…
Nareszcie sama.
Poczekałam
jeszcze trochę, aby mnie nie zauważyły wychodzącej od razu po nich.
Kartkę
schowałam do notatnika i wyszłam wreszcie z toalety.
Na szczęście
reszta dnia minęła spokojnie. Wróciłam do domu, zjadłam „pyszny” obiad i
zaczęłam odrabiać lekcje. Gdy wyjmowałam książki, w oczy rzucił mi się
notatnik. No tak, Aaron.
Nie
wiedziałam co robić. Zadzwonić do niego, czy nie? Nagle w kieszeni zaburczała
mi komórka. Katerina.
-Hej, co
tam? – usłyszałam głos w komórce
- No, cześć.
A… może być – stwierdziłam.
Powinnam jej
powiedzieć o dzisiejszej sytuacji, ale nie wiedziałam od czego zacząć.
- A czemu
tylko może być? – pytała podejrzliwie. – Czy coś ciekawego przede mną ukrywasz?
- Czy ty
zawsze musisz się domyślić?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Zgaduję.
Aaron? – pytała dalej. Ale ona już wiedziała. Czyta mi w myślach na odległość,
czy co?- No tak. Dał ci swój numer?
- Tak jakby.
- Jak to tak
jakby? – spytała.
- Wpadliśmy
na siebie w korytarzu i przylepił mi karteczkę do dłoni. – powiedziałam
niechętnie.
- O jacie!
Jakie to słodkie…- wyjęczała
- Kate…
- No co?
- Nic, nic.
- powiedziałam ironicznie.
- A no tak.
Przeszkadzam ci. Chciałaś pewnie do niego zadzwonić, a ja zadzwoniłam do
ciebie.
- Skąd niby
chciałabym do niego zadzwonić? Nie jestem Larissą. – fuknęłam.
- Dzwoń,
dzwoń! Jutro mi w szkole wszystko opowiesz, bo ja muszę kończyć. Tata już
chciał mi zabrać komórkę. Boi się, że przekroczę abonament! Jakby nie ufał
własnej córce. – powiedziała obrażona.
- Biedna
Katerina… Dobra, pa! Muszę jeszcze odrobić pracę domową!
- Nie jakaś
tam, praca domowa, tylko telefon do Aarona!-
i się rozłączyłam.
Trochę czasu
minęło jak wpatrywałam się w telefon i nie wiedziałam co robić. O to i problem
siedemnastolatki…
Zapisałam,
więc numer Aarona w pamięci telefonu i odłożyłam komórkę na bok, abym mogła się
skupić na pracy domowej. Jednak nie mogłam, bo znowu zadzwonił telefon. Nie
chciało mi się już sprawdzać kto to, więc od razu odebrałam.
- Halo,
słucham?
- Cześć, Li.
Tu Aaron.
Aaron? Ale…
- Hej. Skąd
masz mój numer? Przecież… - a no tak, jak mogłam się nie domyślić. – Kate-
stwierdziłam
- Yhy-
potwierdził – Po matmie, powiedziała, że pewnie coś chcę i dała mi kartkę z
twoim numerem. Ja… nie chciałem, żebyś nie wiedziała kto do ciebie dzwoni…,
więc dałem ci też swój numer. – wyjąkał. Jak na odważnego, był trochę
skrępowany. – Trochę głupio, co nie?
- Nie no,
coś ty. – zaśmiałam się.
Aaron do
mnie się dołączył.
- Ja tylko
chciałem spytać, czy nie chciałabyś się ze mną gdzieś jutro wybrać?
- Wiesz co?
Chętnie. Tylko może w piątek, bo jutro jestem trochę zajęta? – spytałam
ostrożnie – nie chciałam go speszyć.
- No okay. Tylko
mam jeden kłopot. Wiem, że to niekulturalne z mojej strony, ale mam problem z
samochodem.
- Nie no,
dobra. Właśnie miałam zaproponować moje auto, bo raczej mama się zgodzi je
pożyczyć.
-
Przepraszam.
- Nie ma za
co, naprawdę. To do zobaczenia jutro w szkole. Pa
- Pa i
dzięki, że się zgodziłaś. Do zobaczenia.
Rozłączyłam
się i w dobrym humorze położyłam się spać.
Dziwne
uczucie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz