czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział 6


Życie jest, jak szkło. Cienkie szkło. Stacza się z góry i gubi po drodze swoje ostre kawałki, na które wpadam ja.
Ból.
Cierpię.
Ale czym tak naprawdę jest cierpienie? Głębią prawdziwych uczuć?
Cierpienie odnajduje w nas emocje. Prawdziwe emocje. Cierpiąc, poznajemy siebie. Choć musimy przebyć długą drogę, by tego dokonać.
A czym jestem ja?

- Halo, Lillian! Słuchasz mnie?- odezwała się Kate swoim piskliwym głosem.
Otrząsnęłam się. Otworzyłam wreszcie oczy na ten dziwny świat.
- Co? – odparłam oszołomiona.
- Chyba kto.– przyjrzała mi się uważnie – Li, dzisiaj strasznie jesteś nieobecna i  w dodatku blada, jak trup. Źle się czujesz? Chcesz wrócić do domu?
Ostatnie dwie godziny spędziłyśmy na szukaniu odpowiednich sukienek na bal.  Odwiedziłyśmy już chyba milion sklepów i jeszcze nic nie kupiłyśmy. Nie chcę zrobić przykrości Kate, gdyż bardzo zależy jej na zbliżającym się Balu Zimowym.
- Nie. Wystarczy, jak zaczerpnę trochę świeżego powietrza. Ty pochodź po sklepach, a ja wyjdę na chwilę. – do księgarni Luna, dodałam w myślach.
- No dobrze. Mogłaś powiedzieć wcześniej, że nie czujesz się zbyt dobrze, to byśmy dzisiaj nie pojechały do Salem. – powiedziała tak, jakby z żalem do mnie.
Nie odpowiedziałam jej, ponieważ szłam już w kierunku wyjścia. Jesienne powietrze orzeźwiło mnie.
Nie zapomniałam o wczorajszym dziwnym dniu. Rany na plecach nie zniknęły i dzisiaj znowu dręczyły mnie kolejne koszmary. Nie wiem, jak tego dokonam, ale muszę, jak najszybciej dowiedzieć się, co się ze mną dzieje.
Księgarnia Luna znajduje się kilka przecznic stąd. Przyjechałam do Salem z Kate jej samochodem, więc będę musiała dotrzeć tam pieszo.

Sklep znajdował się w ciemnym, małym zaułku. Brak lamp, ludzi. Okna były zabite deskami. Przerażało mnie to miejsce. Pewnie dawno temu zamknęli tą księgarnie. Kiedy chciałam już odejść, drzwi  od budynku samoczynnie otworzyły się. Rozejrzałam się. Nikogo nie było w pobliżu.
Nagle dostałam ostrego bólu głowy i przede mną pojawiła się przezroczysta, czerwona zjawa przypominająca kobietę ze snów.
- Nie wchodź tam! – ostrzegła mnie i zniknęła. Jej głos odbijający się echem dalej brzmiał w mojej głowie. Pomasowałam skronie, a dźwięki zniknęły.
Zrobiłam krok w przód i następny. Nie zastanawiałam się, co robię. Gdy znalazłam się w środku budynku, drzwi zatrzasnęły się z hukiem.
Wnętrze nie przypominało niby zamkniętego kilka lat temu sklepu. Fioletowo-zielone ściany udekorowane różnorodnymi obrazami pewnie były niedawno malowane. Zapełnione książkami regały aż „świeciły” czystością. Pośrodku  stały trzy kwieciste fotele, a przy nich szklane stoliki, na których mieściły się wazony pełne świeżych kwiatów. 
- Witamy w Lunie! – odezwał się spokojnie szczupły lekko garbaty chłopak za ladą. Podskoczyłam, jak oparzona. – W czym mogę pomóc?
- Podobno macie tu książki o mitologii greckiej? – podeszłam do niego ostrożnie. Wydawało mi się, że coś jest z nim nie tak.
Przymrużył oczy i zaczął mi się uważnie przyglądać. Moje tętno przyśpieszyło. Bałam się, że ten człowiek może coś mi zrobić. Nagle otrząsnął się i odpowiedział:
- Tak, tak, oczywiście. – uśmiechnął się przyjaźnie  –A tak ogólniej?
- Nim… - przerwałam. Nie wiedziałam, czy dokończyć, czy sobie pójść. Coś mi tu nie grało – nimfa Kalipso.
Otworzył szeroko oczy, ale próbował udać niezaskoczonego.
 Podszedł do jednego z regałów i wyjął starą księgę, którą następnie otrzepał z kurzu.
- Może pani usiąść na jednym z foteli i przejrzeć książkę – zachęcał – lub ją kupić od razu.
- Przejrzę w domu. – odparłam szybko.
Gdy kupiłam książkę, wybiegłam od razu ze sklepu. Jeszcze przed wyjściem zauważyłam, jak sprzedawca wyjmuje telefon z kieszeni i wykręca numer. Gwałtownie zatrzymałam się przy zakręcie i wytężyłam słuch.
- Wyczułem ją. Tak, to na pewno ona. – wyszeptał do słuchawki.
- Gdzie ona teraz jest? – spytała osoba po drugiej stronie telefonu.
- Wyszła.
- To goń ją!
- I tak nie ucieknie. – zaśmiał się - Obsypałem  zaułek naokoło piaskiem z Ogygii. Jeśli to ona, nie przejdzie przez wyznaczoną linię.
Spojrzałam w dół. Przed moimi nogami był rozsypany piasek. Zrobiłam krok w przód, ale coś mnie odbiło. Jakby przede mną była postawiona niewidzialna ściana. Wyczułam ją rękoma, popchnęłam i nic. Zużywanie siły tylko mnie osłabiało. Walnęłam kupioną niedawno książką, która niespodziewanie przeszła przez pułapkę. Wyczerpana odwróciłam się. Chuderlawy chłopak powoli zbliżał się w moim kierunku, śmiejąc się ze mnie.
- Zostaw mnie w spokoju! – wrzasnęłam. Próbowałam wpłynąć na myśli sprzedawcy, ale czułam postawioną w jego umyśle blokadę.
- Nic mi nie zrobisz, słodziutka.  – chłopak wyszczerzył do mnie zęby.
Serce biło mi, jak oszalałe. Z całej siły przywarłam do niewidzialnej ściany. Od niego dzieliły mnie tylko centymetry.
- Pomocy! – krzyknęłam.
- Nikt cię nie usłyszy. – jego głupi uśmieszek dalej nie znikał z twarzy. Zbliżył się do mnie. Próbowałam się bronić, ale zdążył wbić mi strzykawkę pełną dziwnego płynu w szyje, od którego zrobiło mi się słabo. Powoli traciłam siły, a chłopak tylko śmiał się wniebogłosy.
- Śpij, słodziutka. 

Obudziłam się w ciemnym, śmierdzącym zgnilizną pomieszczeniu. Siedziałam na niewygodnym, drewnianym krześle. Nogi i ręce miałam mocno związane sznurem. Przyjrzałam się podłodze. Naokoło mnie była rozsypana jakaś substancja.
- Czego ode mnie chcesz? – wychrypiałam słabym głosem.
- Długo na ciebie czekałem, złociutka. –  chłopak wyłonił się z ciemności. W dłoni trzymał sztylet, na którego ostrzu wygrawerowany był napis w nieznanym mi języku.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Podszedł do mnie, nie przekraczając linii kręgu.
- Jestem jednym z łowców. Szukamy twojej matki.
- Łowców? Po co wam moja matka?!
- Arya wyrządziła bardzo dużo krzywd. Tak, jak ty to zrobisz niebawem. Już pewnie miałaś swoją pierwszą ofiarę.
- Jaka Arya? – nie rozumiałam. Czy chodzi mu o tą kobietę ze snów? - Z kimś mnie pomyliliście. Moja matka nie nazywa się Arya.
- O, czyżby wymazała ci pamięć? Widzę, że się jeszcze nie znudził ten wielopokoleniowy sposób. – zaśmiał się - Ależ tak, nazywa się. Tylko ty o tym nie wiesz – wyszczerzył do mnie zęby -  ale dowiesz się wkrótce. Wspomnienia powoli powrócą. Do tej pory mogę cię torturować. – przyłożył mi ostrze do szyi. Poczułam ostry ból, który po chwili zniknął.
- Nie dasz rady mnie zabić. – stwierdziłam.
- No nie. Potomkinię Kalipso może zabić tylko jej własna córka, więc poczekamy aż twoja prawdziwa matka wyjdzie z ukrycia i przybędzie ci na ratunek.
- Powinien się pan leczyć! – wypaliłam zapłakana.
Prychnął.
- Zostawcie mnie w spokoju! – próbowałam rozwiązać ręce, ale sznur był zawiązany zbyt mocno - Chodzi wam o kogoś innego!
- Dalej nie wierzysz? – z całej siły kopnął mnie w nogę. Jęknęłam z bólu. – Patrz! – szarpnął moją głową w dół.
- Złamał mi pan nogę! – wrzasnęłam. Łzy lały mi się po policzkach strumieniami.
Nagle zauważyłam, jak kości w mojej nodze zaczynają się przemieszczać. Poczułam ciepło i lekkie drgawki. Po chwili po złamaniu nie było już żadnego śladu.
Oddychałam nierównomiernie.  Nie wierzyłam własnym oczom. No tak, to samo wydarzyło się w szpitalu.
- Puśćcie mnie!
- Nie użyjesz na nas perswazji, słodziutka, ani innych swoich „talentów”, bo wokół ciebie jest rozsypany piasek z Ogygii.
Jednak się nie poddawałam. Wzięłam głębokie oddechy i poczułam, jak w moim ciele aż buzuję od mocy.
Rozerwałam sznurek i wstałam. Podniosłam wysoko głowę, by nie okazać przed chłopakiem słabości.
- Wiedziałem, że i tak się uwolnisz, ale niestety nie przejdziesz przez krąg. – wskazał palcem na podłogę.
Dasz radę, Lillian, jesteś silniejsza, usłyszałam głos w głowie. Dodało mi to otuchy, więc ruszyłam gwałtownie do przodu i zatrzymałam się centymetr przed rozsypaną ziemią.
Spojrzałam mężczyźnie w oczy.
- Jestem silniejsza, niż myślisz.
Ziemia nagle zatrzęsła się nam pod nogami. Chłopak ledwo złapał równowagę. Przez krąg przebiegła cienka czarna kreska, która potem rozszerzyła się.
Czułam, jak rozrywa mi się ubranie na plecach i ujrzałam parę pięknych, czarnych skrzydeł, takich jak u motyla.
- Blackflier. – przeraził się mężczyzna.
Siłą umysłu rzuciłam nim, jak marionetką o ścianę.
- Powiedz mi wszystko o mojej rodzinie. – zażądałam.
Widząc brak reakcji, dodałam:
 - Albo cię zabiję.
Nie zastanawiał się długo.
- Zabij mnie.
Nie chciałam, ale… nie miałam wyjścia i musiałam to zrobić.
Zauważyłam jeszcze, jak wydrapuje paznokciami na ścianie znak przypominający trzy trójkąty stykające się wierzchołkami w środku sześciokąta , a potem skręciłam mu kark. 
Włożyłam nóż do kieszeni kurtki, a następnie rozbiłam ścianę i wyszłam na zewnątrz. Była już noc. Budynek znajdował się naokoło lasu. Znalazłam komórkę. Osiemdziesiąt trzy połączenia nieodebrane. Pewnie Kate mnie szuka wraz z rodzicami.
Włączyłam aplikację GPS. Okazało się, że znajduję się poza granicami USA.
Jak ja dotrę do domu? Zadzwoniłabym po kogoś i poinformowałabym gdzie jestem, ale wtedy powiadomiliby policję, a ja siedziałabym już w poprawczaku.
Spojrzałam na parę skrzydeł. Moich skrzydeł.
No przecież. Umiem latać.
________________________________________________________________________________
Najgorszy rozdział w historii dziejów. -.-

Miałam wstawić za miesiąc, ale no wiecie w poniedziałek był Prima Aprilis. :P


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz