wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 5


Okazało się, że rodzice spędzali miło wieczór na imprezie charytatywnej wspierającej chore dzieci na  AIDS. Gdy wrócili po północy, zbudzili mnie z miłej drzemki na kanapie, po której dostałam dokuczliwego bólu pleców. Wstałam i pokierowałam się leniwie do pokoju. Na górze przebrałam się w piżamę, a następnie położyłam się na łóżku.  Niestety, już nie dałam rady zmrużyć oka, gdyż rodzice głośno hałasowali - mama myła się, a tata krzątał się w kuchni. Przeczekałam spokojnie, aż wreszcie pójdą spać. Po kilku minutach wszystko ucichło i mogłam spokojnie zasnąć. Gdy już sen zaczął mnie wciągać, do moich uszu dotarła z pokoju obok dość głośna rozmowa. Wytężyłam słuch. Tak, rodzice kłócili się.
- Patrz, co znalazłem na dole. – odezwał się tata.
- Opakowanie apapu? – zdziwiła się Vivian.
- Puste opakowanie apapu! – wrzasnął - Wczoraj rano było jeszcze pełne! Ona nie może, aż tyle brać tych przeciwbólowych tabletek, zaszkodzą jej!
Arcady był bardzo wściekły. Nigdy nie widziałam go w takim stanie.
- Ciszej, obudzisz Lillian. – powiedziała szeptem -  Zwrócimy jej uwagę dzisiaj rano – próbowała uspokoić tatę - Miała wczoraj ciężki dzień. Podczas przyjęcia dzwoniła do mnie policja i mówiła, że Lillian z jej chłopakiem znaleźli ciało.
- Chłopakiem?!
No i wydało się.
- Daj spokój, bardziej interesuje cię to, że nie powiedziała nam, że ma chłopaka od tego, że Lilly znalazła trupa?!- podniosła głos -  Mam już tego dość.  – stwierdziła - O mały włos wyrzuciliby cię z pracy, prawie upiłeś na przyjęciu, wszczynasz kłótnie o byle co. Co się z tobą dzieje, Arcady?
Tata nie odpowiedział i zapadła długa cisza.
- Co robisz? – spytał po chwili.
- Idę spać na dole.  – odparła Vivian i usłyszałam, jak zbiega po schodach.
Usiadłam na brzegu łóżka.
Boję się o nich, bardzo rzadko się kłócą, prawie nigdy. I pomyśleć, że ta wielka awantura wybuchła przeze mnie?
Wiedziałam, że już nie zasnę, więc sięgnęłam po leżącą na półce książkę Ostre Przedmioty Galian Flynn. Zaczęłam ją czytać około dwa tygodnie temu, ale jakoś ostatnio ciężko mi do niej przysiąść, ponieważ nie miałam czasu albo może po prostu mi się nie chciało. Światła jak zwykle nie włączyłam. Mama mówi, że przez to pogorszy mi się wzrok, ale na razie nic poważnego jeszcze mi się nie stało.
Po przeczytaniu trzydziestu stron książki co raz częściej zaczęłam omijać niektóre fragmenty. Skupienie nachodziło mi z trudem, bo cały czas dręczyła mnie wczorajsza sytuacja. Prześladowało mnie straszne poczucie winy, jakbym zrobiła coś strasznego. Może dlatego, że nie zdążyłam pomóc temu facetowi na czas? A ta staruszka? Czemu stwierdziła, że jestem w niebezpieczeństwie? Czemu ona nazwała mnie Kalipso?
Zamknęłam książkę. Wstałam i na paluszkach podeszłam do biurka, gdzie leżał mój laptop. Coś strasznie kusiło mnie, by dowiedzieć się czegoś więcej na temat Kalipso.
„ Grecka nimfa uwięziona na Ogygii…” przeczytałam na jednej ze znalezionych stron. To, to ja pamiętałam z lekcji angielskiego.
Przewinęłam dalej. W oczy nagle rzuciło mi się: „boginii śmierci, ciemności” Przypomniałam sobie o tym martwym człowieku. Czy to naprawdę była moja wina? Mój instynkt podpowiadał mi, że to ja stoję za jego śmiercią, ale czy to prawda? Jak ja mogłam to zrobić?
Spojrzałam na obrazek, który niby przedstawiał nimfę. Z wyglądu jestem bardzo do niej podobna. Też mam kręcone włosy i błękitne oczy.
Głupia! Po co ja ją do siebie porównuję?
Przejrzałam jeszcze inne strony. Niestety, nigdzie już nic ciekawego nie znalazłam. Jednak, gdy miałam już pójść się umyć, bo było już po piątej, natrafiłam się na stronę księgarni Luna, która znajdowała się w centrum Salem. „Tylko u nas! Rzadko spotykane książki o mitologii greckiej! Interesujesz się tym? Odwiedź naszą księgarnie!” głosił nagłówek strony. Jutro jedziemy z Kate na zakupy do Salem, więc przy okazji zajdę do Luny.
Zmęczona ziewnęłam i przeciągnęłam się, by rozprostować kości. Skrzywiłam się. Ostry ból pleców nadal nie ustał.
Zamknęłam laptop i przygarbiona poszłam do łazienki, gdzie wzięłam gorącą kąpiel.
-Niech to szlak! – zareagowałam na brak ręcznika i szlafroka, kiedy wychodziłam  już spod prysznica. Powoli odsunęłam szklane drzwiczki i biegiem ruszyłam do pokoju. Mignęłam przed dużym lustrem w korytarzu, w którym zauważyłam jakieś plamy na plecach. Przemknęło mi przez myśl, że to tylko złudzenie, więc nie zwróciłam na to zbytniej uwagi. W pokoju nałożyłam na siebie moją ulubioną bluzkę z logo Evanescence, a na to bluzę w kratkę, i czarne rurki. Choć było jeszcze ciemno, postanowiłam wyjść na spacer.
Gdy zbiegłam cicho na dół, spojrzałam na śpiącą na kanapie w salonie Vivian. Jej twarz była cała opuchnięta od płaczu.
- Będzie dobrze, mamo. – wyszeptałam i wyszłam na dwór.
Ciemne niebo pełne jasno świecących gwiazd odprężyło mnie, a chłód wyczyścił mój umysł i mogłam wreszcie się skupić.
Mam gdzieś półgodziny zanim rodzice się obudzą i zanim rozpocznie się następna kłótnia. Moim zdaniem, Arcady przesadził. Ojejku, czułam, że rozsadza mi głowę, to wzięłam tabletkę przeciwbólową! Przecież to nic złego?! No może, źle zrobiłam, że spożyłam ich aż tak dużo, no ale…
- Nie ma żadnego ale!- udałam gruby głos ojca.
Do domu wróciłam po godzinie spaceru. Rodzice byli już na nogach i cicho krzątali się w salonie i kuchni, ignorując siebie nawzajem.
- Pogódźcie się wreszcie! – wrzasnęłam wkurzona, a Arcady i Vivian popatrzyli na mnie zaskoczeni. Zdenerwowana szybko wbiegłam na górę i przygotowałam wszystkie potrzebne rzeczy do szkoły.  Spojrzałam w lustro, by upewnić się, że nie wyglądam jak chodzący trup. Miałam dość mocno podkrążone oczy, więc sięgnęłam do szuflady po „hipsterskie” zerówki, które dostałam na urodziny od Kate. Nigdy nie miałam zamiaru ich nakładać, no ale teraz nie mam wyjścia. Wyjmując zerówki, wywaliłam pudełko ze starymi zdjęciami, które wszystkie rozsypały się po podłodze. Gdy oczywiście sięgnęłam po nie, ból pleców powrócił ponownie. Ale ze mnie stara babcia! Oparłam więc rękę o plecy i podniosłam zdjęcia. Dotykając bluzki,  wyczułam jakieś wypukłe miejsca. Podciągnęłam ją z tyłu wysoko i odwróciłam się w stronę lustra. Przeraziłam się. Plecy miałam całe sine, a na środku widniały dwie czarne kreski układające się w odwróconą literę „V”. Przejechałam lekko po wypukłych liniach. Ręka drżała mi od strachu. Czy to jest realne? W duchu błagałam, żeby okazało się to nieprawdą. Uszczypnę się i obudzę się z tego snu! Bo to jest sen, tak?
Ręce miałam już pełne małych siniaków od uszczypnięć, a blizna nie chciała zniknąć. Przerażona pobiegłam do kuchni.
- Mamo, po… - zdziwiłam się na widok przytulonych do siebie rodziców - …godziliście się?
- Jak to pogodziliśmy się? Przecież nie było nawet żadnej kłótni! – zmarszczyła brwi Vivian.
Na początku myślałam, że żartuje, ale gdy zobaczyłam poważne twarze rodziców, wiedziałam, że mama mówi prawdę. Czyżby niczego nie pamiętali?
- Płakałaś? – spytał czule Arcady.
Dotknęłam dłonią mokrego policzka.
- Nie. - skłamałam - Nie spałam dziś dobrze i ochlapałam się na orzeźwienie wodą.
- Mam nadzieję, że to nie przez horrory?
- Taaato… - przewróciłam oczami. Otworzyłam lodówkę, by zrobić sobie coś na śniadanie.
- Słyszeliśmy, że masz chłopaka. – powiedziała mama. Odwróciłam się energicznie. A tego to nie mogli zapomnieć?
- Tak. – odpowiedziałam pod nosem.
- Co tak?
- No tak, mam chłopaka.
- Jak to masz chłopaka?
- No mam. Pytaliście, to odpowiedziałam.
- My o nic nie pytaliśmy. – znowu poważne twarze. Czy oni robią sobie ze mnie żarty?
Zmarszczyłam czoło.
- Jak to? Przecież…- przerwałam zdezorientowana - przed chwilą…
Przed oczami mignęło mi niedawne wydarzenie, kiedy wrzasnęłam na rodziców, żeby wreszcie się pogodzili. Gdy zeszłam na dół, wszystko było już normalnie. Tak samo teraz. Pomyślałam, żeby zapomnieli, i zapomnieli. Nie, to przecież nie moja sprawka. Czytam za dużo książek fantasy…
W głowie zakręciło mi się i straciłam czucie w nogach. Tata złapał mnie.
- Dobrze się czujesz?
- Trochę mi słabo.
- Może lepiej zostań dzisiaj w domu? Zadzwonię do szkoły i jeśli masz jakąś klasówkę, to poproszę o jej przełożenie.
- No, nie wiem… - uśmiechnęłam się słabo.
- Lepiej zostań.
- No dobra…
Nie ma to jak cały dzień spędzić sama w domu, domyślając się, że coś dziwnego się z tobą dzieje.

Wieczorem Aaron zadzwonił do mnie i spytał, jak się czuję, i czy odwołuję spotkanie. Rodzice zapewne nie pozwolą mi wyjść, ale od czego jest okno w moim pokoju?
Po dziewiętnastej powiedziałam więc rodzicom, że jestem bardzo zmęczona i pójdę wcześniej spać.
Na randkę nie stroiłam się specjalnie. Nie zmieniłam ubrania, ale jedynie podkręciłam lekko tuszem rzęsy, a pod podkrążone oczy nałożyłam trochę korektoru.
Pod kołdrę położyłam na wszelki wypadek poduszki i otworzyłam okno. Wyjście przez nie nie było aż tak trudne, po prostu skoczyłam. Poczułam lekkość, jakbym załamała grawitację i z gracją opadałam z pierwszego piętra na trawnik, nie robiąc przy tym żadnego hałasu. Przez chwilę stałam bez ruchu zszokowana, dopóki nie usłyszałam cichego wołania Aarona.
- Lillian, jesteś tam?
- Tak, już biegnę do ciebie.
Zanim podeszłam do Aarona, który stał przy bramie sąsiadów, jeszcze raz spojrzałam na moje okno.
- To niemożliwe. – wyszeptałam.
- Coś mówiłaś? – spytał.
- Nie, nic.
- Jak coś nie musimy jechać twoim skuterem. Pożyczyłem peugeota od Lucasa. – oznajmił, zauważywszy, że wyjmuję kluczyki  – Zaparkowałem go przecznicę dalej.

- Gdzie idziemy? – spytałam Aarona, gdy zatrzymał się w pobliżu parku Joe Dancer.
- Dzisiaj tu grają The Perks. – odpowiedział i wziął mnie za rękę.
The Perks to nasz szkolny rockowy zespół. Nie są aż tak bardzo znani, ale grają rewelacyjnie.
Aaron rozłożył bluzę na trawie nie za blisko sceny i wygodnie usiedliśmy.
- Dlaczego nie odzywałaś się w ogóle w samochodzie? – spytał, kiedy zespół stroił jeszcze instrumenty.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie chcesz ze mną być? – zmarszczył czoło
- Nie, nie – zaśmiałam się – oczywiście, że chcę, tylko po prostu kiepsko się czuję.
- To może chcesz wrócić do domu?
Pokręciłam przecząco głową.
Dalej już o nic nie pytał, bo zaczął się wyczekiwany koncert.

Po zakończeniu imprezy Aaron spotkał wielu swoich znajomych, więc stałam z boku i czekałam aż skończy z nimi rozmawiać.
- Randka nie wypaliła, co? – spytał po jakimś czasie, gdy staliśmy już przy peugeocie.
- Było okay. – pocieszyłam go.
Przeczesał ręką włosy lekko skrępowany.
- Właśnie, o mały włos bym zapomniał! – otworzył bagażnik, a z niego wyjął niemałą paczuszkę, zapakowaną w papier prezentowy. – Miałem ci dać go wczoraj, no ale…
- Aaron… nie trzeba było! – pocałowałam go w policzek, ale nie rozpakowałam od razu prezentu. Zrobię to w domu.
Gdy chcieliśmy już ruszyć, zauważyłam, że w kieszeni nie ma mojej komórki.
- Jasna cholera!
- Co jest? – zaniepokoił się Aaron.
- Chyba zgubiłam telefon. – zacisnęłam usta w prostą kreskę.
- Przeszukaj torbę – poradził.
Posłuchałam się go, a Aaron zapalił mi światło w samochodzie, żebym mogła wszystko widzieć. On nie wiedział, że wolę ciemność.
Nagle wszystko zaczęło się we mnie wrzeć. Mój oddech był nierównomierny.
- Nie! – wrzasnęłam nie swoim głosem.
Aaron odskoczył, jakby porażony prądem. Na jego twarzy widać było strach.
- Twoje oczy. – wyszeptał przerażony.
Spojrzałam powoli na lusterko w samochodzie. Moje tęczówki falowały czarno-szarym ogniem.
Ciężko było mi się uspokoić, ale kiedy to zrobiłam, moje oczy przybrały już normalnego koloru.
Zobaczyłam, jak Aaron patrzy na mnie, jak na kosmitę.  Już pewnie nigdy się do mnie nie odezwie. Czy coś ze mną jest nie tak?
Przypomniałam sobie, jak dzisiaj z rana pomyślałam o tym, żeby rodzice zapomnieli. Może uda mi się to samo zrobić z Aaronem?
Popatrzyłam prosto w jego oczy. Zapomnij, Aaronie, zapomnij co się przed chwilą stało, powiedziałam w myślach, a on od razu rozluźnił się.
- Czemu stoimy? - spytał zdezorientowany
- Szukałeś kluczyków – wymyśliłam coś na poczekanie i zamachałam mu nimi przed oczami, a przy okazji wyłączyłam światło. Okazało się, że komórkę miałam w drugiej kieszeni.

Gdy wróciłam do domu, rodzice hucznie bawili się w rytm latynoskiej muzyki wraz z sąsiadami. Dzięki hałasowi nie usłyszeli, jak weszłam. Po cichu podreptałam do swojego pokoju.
Rzuciłam prezent od Aarona na łóżko i podeszłam do okna. Długi czas wpatrywałam się w swoje odbicie w szybie i w drzewa, i gdzieś poza nie. Nie myślałam o niczym, nie czułam ani nie słyszałam nawet muzyki dobiegającej z salonu.
Coś jest ze mną bardzo nie tak, ale na razie nie mam pojęcia co.
_________________________________________________________________
Mam nadzieję, że się podoba. :)
Przepraszam za błędy, ale jakoś humoru nie miałam, by pisać ten rozdział. :/

2 komentarze:

  1. Rozdział super, jak zawsze =D
    A o odwróconej literze V czytałam jakoś pó godziny temu ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. No wiesz, ślad po skrzydłach ma odwróconą literę "V", myślałam o równoległych kreskach, ale po prostu jakoś mi to nie grało. A jak sobie przypomniałam z Szeptem ten znak, no to musiałam go użyć.:)

    OdpowiedzUsuń