Okazało się, że rodzice spędzali
miło wieczór na imprezie charytatywnej wspierającej chore dzieci na AIDS. Gdy wrócili po północy, zbudzili mnie z
miłej drzemki na kanapie, po której dostałam dokuczliwego bólu pleców. Wstałam
i pokierowałam się leniwie do pokoju. Na górze przebrałam się w piżamę, a następnie
położyłam się na łóżku. Niestety, już
nie dałam rady zmrużyć oka, gdyż rodzice głośno hałasowali - mama myła się, a
tata krzątał się w kuchni. Przeczekałam spokojnie, aż wreszcie pójdą spać. Po kilku
minutach wszystko ucichło i mogłam spokojnie zasnąć. Gdy już sen zaczął mnie
wciągać, do moich uszu dotarła z pokoju obok dość głośna rozmowa. Wytężyłam
słuch. Tak, rodzice kłócili się.
- Patrz, co znalazłem na dole. –
odezwał się tata.
- Opakowanie apapu? – zdziwiła
się Vivian.
- Puste opakowanie apapu! –
wrzasnął - Wczoraj rano było jeszcze pełne! Ona nie może, aż tyle brać tych
przeciwbólowych tabletek, zaszkodzą jej!
Arcady był bardzo wściekły.
Nigdy nie widziałam go w takim stanie.
- Ciszej, obudzisz Lillian. – powiedziała szeptem - Zwrócimy jej uwagę dzisiaj rano – próbowała uspokoić tatę - Miała wczoraj ciężki dzień. Podczas przyjęcia dzwoniła do mnie policja i mówiła, że Lillian z jej chłopakiem znaleźli ciało.
- Ciszej, obudzisz Lillian. – powiedziała szeptem - Zwrócimy jej uwagę dzisiaj rano – próbowała uspokoić tatę - Miała wczoraj ciężki dzień. Podczas przyjęcia dzwoniła do mnie policja i mówiła, że Lillian z jej chłopakiem znaleźli ciało.
- Chłopakiem?!
No i wydało się.
- Daj spokój, bardziej
interesuje cię to, że nie powiedziała nam, że ma chłopaka od tego, że Lilly
znalazła trupa?!- podniosła głos - Mam
już tego dość. – stwierdziła - O mały
włos wyrzuciliby cię z pracy, prawie upiłeś na przyjęciu, wszczynasz kłótnie o
byle co. Co się z tobą dzieje, Arcady?
Tata nie odpowiedział i zapadła długa
cisza.
- Co robisz? – spytał po chwili.
- Idę spać na dole. – odparła Vivian i usłyszałam, jak zbiega po schodach.
- Idę spać na dole. – odparła Vivian i usłyszałam, jak zbiega po schodach.
Usiadłam na brzegu łóżka.
Boję się o nich, bardzo rzadko się kłócą, prawie nigdy. I pomyśleć, że ta wielka awantura wybuchła przeze mnie?
Wiedziałam, że już nie zasnę, więc sięgnęłam po leżącą na półce książkę Ostre Przedmioty Galian Flynn. Zaczęłam ją czytać około dwa tygodnie temu, ale jakoś ostatnio ciężko mi do niej przysiąść, ponieważ nie miałam czasu albo może po prostu mi się nie chciało. Światła jak zwykle nie włączyłam. Mama mówi, że przez to pogorszy mi się wzrok, ale na razie nic poważnego jeszcze mi się nie stało.
Po przeczytaniu trzydziestu stron książki co raz częściej zaczęłam omijać niektóre fragmenty. Skupienie nachodziło mi z trudem, bo cały czas dręczyła mnie wczorajsza sytuacja. Prześladowało mnie straszne poczucie winy, jakbym zrobiła coś strasznego. Może dlatego, że nie zdążyłam pomóc temu facetowi na czas? A ta staruszka? Czemu stwierdziła, że jestem w niebezpieczeństwie? Czemu ona nazwała mnie Kalipso?
Boję się o nich, bardzo rzadko się kłócą, prawie nigdy. I pomyśleć, że ta wielka awantura wybuchła przeze mnie?
Wiedziałam, że już nie zasnę, więc sięgnęłam po leżącą na półce książkę Ostre Przedmioty Galian Flynn. Zaczęłam ją czytać około dwa tygodnie temu, ale jakoś ostatnio ciężko mi do niej przysiąść, ponieważ nie miałam czasu albo może po prostu mi się nie chciało. Światła jak zwykle nie włączyłam. Mama mówi, że przez to pogorszy mi się wzrok, ale na razie nic poważnego jeszcze mi się nie stało.
Po przeczytaniu trzydziestu stron książki co raz częściej zaczęłam omijać niektóre fragmenty. Skupienie nachodziło mi z trudem, bo cały czas dręczyła mnie wczorajsza sytuacja. Prześladowało mnie straszne poczucie winy, jakbym zrobiła coś strasznego. Może dlatego, że nie zdążyłam pomóc temu facetowi na czas? A ta staruszka? Czemu stwierdziła, że jestem w niebezpieczeństwie? Czemu ona nazwała mnie Kalipso?
Zamknęłam książkę. Wstałam i na
paluszkach podeszłam do biurka, gdzie leżał mój laptop. Coś strasznie kusiło
mnie, by dowiedzieć się czegoś więcej na temat Kalipso.
„ Grecka nimfa uwięziona na Ogygii…” przeczytałam na jednej ze znalezionych stron. To, to ja pamiętałam z lekcji angielskiego.
„ Grecka nimfa uwięziona na Ogygii…” przeczytałam na jednej ze znalezionych stron. To, to ja pamiętałam z lekcji angielskiego.
Przewinęłam dalej. W oczy nagle rzuciło
mi się: „boginii śmierci, ciemności” Przypomniałam sobie o tym martwym człowieku.
Czy to naprawdę była moja wina? Mój instynkt podpowiadał mi, że to ja stoję za jego
śmiercią, ale czy to prawda? Jak ja mogłam to zrobić?
Spojrzałam na obrazek, który niby przedstawiał nimfę. Z wyglądu jestem bardzo do niej podobna. Też mam kręcone włosy i błękitne oczy.
Spojrzałam na obrazek, który niby przedstawiał nimfę. Z wyglądu jestem bardzo do niej podobna. Też mam kręcone włosy i błękitne oczy.
Głupia! Po co ja ją do siebie
porównuję?
Przejrzałam jeszcze inne strony.
Niestety, nigdzie już nic ciekawego nie znalazłam. Jednak, gdy miałam już pójść
się umyć, bo było już po piątej, natrafiłam się na stronę księgarni Luna, która
znajdowała się w centrum Salem. „Tylko u nas! Rzadko spotykane książki o mitologii
greckiej! Interesujesz się tym? Odwiedź naszą księgarnie!” głosił nagłówek
strony. Jutro jedziemy z Kate na zakupy do Salem, więc przy okazji zajdę do
Luny.
Zmęczona ziewnęłam i przeciągnęłam
się, by rozprostować kości. Skrzywiłam się. Ostry ból pleców nadal nie ustał.
Zamknęłam laptop i przygarbiona
poszłam do łazienki, gdzie wzięłam gorącą kąpiel.
-Niech to szlak! – zareagowałam
na brak ręcznika i szlafroka, kiedy wychodziłam już spod prysznica. Powoli odsunęłam szklane
drzwiczki i biegiem ruszyłam do pokoju. Mignęłam przed dużym lustrem w
korytarzu, w którym zauważyłam jakieś plamy na plecach. Przemknęło mi przez
myśl, że to tylko złudzenie, więc nie zwróciłam na to zbytniej uwagi. W pokoju
nałożyłam na siebie moją ulubioną bluzkę z logo Evanescence, a na to bluzę w
kratkę, i czarne rurki. Choć było jeszcze ciemno, postanowiłam wyjść na spacer.
Gdy zbiegłam cicho na dół, spojrzałam na śpiącą na kanapie w salonie Vivian. Jej twarz była cała opuchnięta od płaczu.
Gdy zbiegłam cicho na dół, spojrzałam na śpiącą na kanapie w salonie Vivian. Jej twarz była cała opuchnięta od płaczu.
- Będzie dobrze, mamo. –
wyszeptałam i wyszłam na dwór.
Ciemne niebo pełne jasno
świecących gwiazd odprężyło mnie, a chłód wyczyścił mój umysł i mogłam wreszcie
się skupić.
Mam gdzieś półgodziny zanim
rodzice się obudzą i zanim rozpocznie się następna kłótnia. Moim zdaniem,
Arcady przesadził. Ojejku, czułam, że rozsadza mi głowę, to wzięłam tabletkę
przeciwbólową! Przecież to nic złego?! No może, źle zrobiłam, że spożyłam ich
aż tak dużo, no ale…
- Nie ma żadnego ale!- udałam
gruby głos ojca.
Do domu wróciłam po godzinie
spaceru. Rodzice byli już na nogach i cicho krzątali się w salonie i kuchni,
ignorując siebie nawzajem.
- Pogódźcie się wreszcie! –
wrzasnęłam wkurzona, a Arcady i Vivian popatrzyli na mnie zaskoczeni.
Zdenerwowana szybko wbiegłam na górę i przygotowałam wszystkie potrzebne rzeczy
do szkoły. Spojrzałam w lustro, by
upewnić się, że nie wyglądam jak chodzący trup. Miałam dość mocno podkrążone
oczy, więc sięgnęłam do szuflady po „hipsterskie” zerówki, które dostałam na
urodziny od Kate. Nigdy nie miałam zamiaru ich nakładać, no ale teraz nie mam
wyjścia. Wyjmując zerówki, wywaliłam pudełko ze starymi zdjęciami, które
wszystkie rozsypały się po podłodze. Gdy oczywiście sięgnęłam po nie, ból
pleców powrócił ponownie. Ale ze mnie stara babcia! Oparłam więc rękę o plecy i
podniosłam zdjęcia. Dotykając bluzki,
wyczułam jakieś wypukłe miejsca. Podciągnęłam ją z tyłu wysoko i
odwróciłam się w stronę lustra. Przeraziłam się. Plecy miałam całe sine, a na
środku widniały dwie czarne kreski układające się w odwróconą literę „V”. Przejechałam
lekko po wypukłych liniach. Ręka drżała mi od strachu. Czy to jest realne? W
duchu błagałam, żeby okazało się to nieprawdą. Uszczypnę się i obudzę się z
tego snu! Bo to jest sen, tak?
Ręce miałam już pełne małych
siniaków od uszczypnięć, a blizna nie chciała zniknąć. Przerażona pobiegłam do
kuchni.
- Mamo, po… - zdziwiłam się na
widok przytulonych do siebie rodziców - …godziliście się?
- Jak to pogodziliśmy się?
Przecież nie było nawet żadnej kłótni! – zmarszczyła brwi Vivian.
Na początku myślałam, że
żartuje, ale gdy zobaczyłam poważne twarze rodziców, wiedziałam, że mama mówi
prawdę. Czyżby niczego nie pamiętali?
- Płakałaś? – spytał czule
Arcady.
Dotknęłam dłonią mokrego
policzka.
- Nie. - skłamałam - Nie spałam
dziś dobrze i ochlapałam się na orzeźwienie wodą.
- Mam nadzieję, że to nie przez
horrory?
- Taaato… - przewróciłam oczami.
Otworzyłam lodówkę, by zrobić sobie coś na śniadanie.
- Słyszeliśmy, że masz chłopaka.
– powiedziała mama. Odwróciłam się energicznie. A tego to nie mogli zapomnieć?
- Tak. – odpowiedziałam pod
nosem.
- Co tak?
- No tak, mam chłopaka.
- Jak to masz chłopaka?
- No mam. Pytaliście, to
odpowiedziałam.
- My o nic nie pytaliśmy. –
znowu poważne twarze. Czy oni robią sobie ze mnie żarty?
Zmarszczyłam czoło.
- Jak to? Przecież…- przerwałam
zdezorientowana - przed chwilą…
Przed oczami mignęło mi niedawne
wydarzenie, kiedy wrzasnęłam na rodziców, żeby wreszcie się pogodzili. Gdy
zeszłam na dół, wszystko było już normalnie. Tak samo teraz. Pomyślałam, żeby
zapomnieli, i zapomnieli. Nie, to przecież nie moja sprawka. Czytam za dużo
książek fantasy…
W głowie zakręciło mi się i
straciłam czucie w nogach. Tata złapał mnie.
- Dobrze się czujesz?
- Trochę mi słabo.
- Może lepiej zostań dzisiaj w
domu? Zadzwonię do szkoły i jeśli masz jakąś klasówkę, to poproszę o jej przełożenie.
- No, nie wiem… - uśmiechnęłam
się słabo.
- Lepiej zostań.
- No dobra…
Nie ma to jak cały dzień spędzić sama w domu, domyślając się, że coś dziwnego się z tobą dzieje.
Nie ma to jak cały dzień spędzić sama w domu, domyślając się, że coś dziwnego się z tobą dzieje.
Wieczorem Aaron zadzwonił do
mnie i spytał, jak się czuję, i czy odwołuję spotkanie. Rodzice zapewne nie
pozwolą mi wyjść, ale od czego jest okno w moim pokoju?
Po dziewiętnastej powiedziałam
więc rodzicom, że jestem bardzo zmęczona i pójdę wcześniej spać.
Na randkę nie stroiłam się
specjalnie. Nie zmieniłam ubrania, ale jedynie podkręciłam lekko tuszem rzęsy,
a pod podkrążone oczy nałożyłam trochę korektoru.
Pod kołdrę położyłam na wszelki
wypadek poduszki i otworzyłam okno. Wyjście przez nie nie było aż tak trudne,
po prostu skoczyłam. Poczułam lekkość, jakbym załamała grawitację i z gracją
opadałam z pierwszego piętra na trawnik, nie robiąc przy tym żadnego hałasu.
Przez chwilę stałam bez ruchu zszokowana, dopóki nie usłyszałam cichego wołania
Aarona.
- Lillian, jesteś tam?
- Tak, już biegnę do ciebie.
Zanim podeszłam do Aarona, który
stał przy bramie sąsiadów, jeszcze raz spojrzałam na moje okno.
- To niemożliwe. – wyszeptałam.
- Coś mówiłaś? – spytał.
- Nie, nic.
- Jak coś nie musimy jechać
twoim skuterem. Pożyczyłem peugeota od Lucasa. – oznajmił, zauważywszy, że
wyjmuję kluczyki – Zaparkowałem go przecznicę
dalej.
- Gdzie idziemy? – spytałam
Aarona, gdy zatrzymał się w pobliżu parku Joe Dancer.
- Dzisiaj tu grają The Perks. – odpowiedział i wziął mnie za rękę.
- Dzisiaj tu grają The Perks. – odpowiedział i wziął mnie za rękę.
The Perks to nasz szkolny
rockowy zespół. Nie są aż tak bardzo znani, ale grają rewelacyjnie.
Aaron rozłożył bluzę na trawie
nie za blisko sceny i wygodnie usiedliśmy.
- Dlaczego nie odzywałaś się w
ogóle w samochodzie? – spytał, kiedy zespół stroił jeszcze instrumenty.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie chcesz ze mną być? – zmarszczył
czoło
- Nie, nie – zaśmiałam się –
oczywiście, że chcę, tylko po prostu kiepsko się czuję.
- To może chcesz wrócić do domu?
Pokręciłam przecząco głową.
Dalej już o nic nie pytał, bo
zaczął się wyczekiwany koncert.
Po zakończeniu imprezy Aaron
spotkał wielu swoich znajomych, więc stałam z boku i czekałam aż skończy z nimi
rozmawiać.
- Randka nie wypaliła, co? –
spytał po jakimś czasie, gdy staliśmy już przy peugeocie.
- Było okay. – pocieszyłam go.
Przeczesał ręką włosy lekko skrępowany.
- Właśnie, o mały włos bym
zapomniał! – otworzył bagażnik, a z niego wyjął niemałą paczuszkę, zapakowaną w
papier prezentowy. – Miałem ci dać go wczoraj, no ale…
- Aaron… nie trzeba było! –
pocałowałam go w policzek, ale nie rozpakowałam od razu prezentu. Zrobię to w
domu.
Gdy chcieliśmy już ruszyć,
zauważyłam, że w kieszeni nie ma mojej komórki.
- Jasna cholera!
- Co jest? – zaniepokoił się
Aaron.
- Chyba zgubiłam telefon. –
zacisnęłam usta w prostą kreskę.
- Przeszukaj torbę – poradził.
Posłuchałam się go, a Aaron
zapalił mi światło w samochodzie, żebym mogła wszystko widzieć. On nie wiedział,
że wolę ciemność.
Nagle wszystko zaczęło się we
mnie wrzeć. Mój oddech był nierównomierny.
- Nie! – wrzasnęłam nie swoim
głosem.
Aaron odskoczył, jakby porażony
prądem. Na jego twarzy widać było strach.
- Twoje oczy. – wyszeptał przerażony.
Spojrzałam powoli na lusterko w
samochodzie. Moje tęczówki falowały czarno-szarym ogniem.
Ciężko było mi się uspokoić, ale
kiedy to zrobiłam, moje oczy przybrały już normalnego koloru.
Zobaczyłam, jak Aaron patrzy na
mnie, jak na kosmitę. Już pewnie nigdy
się do mnie nie odezwie. Czy coś ze mną jest nie tak?
Przypomniałam sobie, jak dzisiaj
z rana pomyślałam o tym, żeby rodzice zapomnieli. Może uda mi się to samo
zrobić z Aaronem?
Popatrzyłam prosto w jego oczy. Zapomnij, Aaronie, zapomnij co się przed
chwilą stało, powiedziałam w myślach, a on od razu rozluźnił się.
- Czemu stoimy? - spytał zdezorientowany
- Szukałeś kluczyków –
wymyśliłam coś na poczekanie i zamachałam mu nimi przed oczami, a przy okazji
wyłączyłam światło. Okazało się, że komórkę miałam w drugiej kieszeni.
Gdy wróciłam do domu, rodzice hucznie
bawili się w rytm latynoskiej muzyki wraz z sąsiadami. Dzięki hałasowi nie usłyszeli,
jak weszłam. Po cichu podreptałam do swojego pokoju.
Rzuciłam prezent od Aarona na
łóżko i podeszłam do okna. Długi czas wpatrywałam się w swoje odbicie w szybie
i w drzewa, i gdzieś poza nie. Nie myślałam o niczym, nie czułam ani nie
słyszałam nawet muzyki dobiegającej z salonu.
Coś jest ze mną bardzo nie tak, ale na razie nie mam pojęcia co.
Coś jest ze mną bardzo nie tak, ale na razie nie mam pojęcia co.
_________________________________________________________________
Mam nadzieję, że się podoba. :)
Przepraszam za błędy, ale jakoś humoru nie miałam, by pisać ten rozdział. :/