wtorek, 18 grudnia 2012

Rozdział 4


Aaron wyszedł przed piętnastą na zajęcia z futbolu, a także, by oczywiście nie natknąć się na moich rodziców. Mogłabym sobie wyobrazić ich reakcję, gdy dowiedzieliby się, że mam  c h ł o p a k a  – jacie, ale to dziwnie brzmi.
Opadłam na łóżko z przyklejonym uśmiechem na twarzy. Wyjęłam komórkę z kieszeni i zadzwoniłam do Kateriny.
- I jak tam się czujesz? – spytała.
- Całowaliśmy się.- wypaliłam od razu.
- Żartujesz?! – krzyknęła – Nie no, wiedziałam!  W i e d z i a ł a m !
Przygryzłam dolną wargę. Byłam pełna energii, więc wstałam i zaczęłam spacerować po pokoju, sprzątając przy okazji.
- I jak było?
Zatrzymałam się dłużej przy oknie, by zasłonić rolety. Zdawało mi się, że już to dzisiaj robiłam.
- Co i jak? – spytałam.
- No, dobrze całował, czy nie?
- Kate… - Wzniosłam oczy ku niebu.
- Za pięć minut będę i mi wszystko opowiesz!!!
- Dobrze, dobrze… - Przewróciłam oczami.
- Ze  s z c z e g ó ł a m i . – dodała i rozłączyłam się.
Nagle poczułam ostry ból w klatce piersiowej i zaczęłam się krztusić. Telefon wypadł mi z ręki i uderzył o podłogę. Bez skutku próbowałam nabrać powietrza do płuc. Bezwładnie opadłam na kolana i złapałam się za gardło.
Wtem, przed oczami zaczęły mi się pojawiać różne obrazy: kobieta z mojego snu, która bawi się ze mną lalkami, gdy miałam 4 latka,  uczy grać mnie na pianinie i inne różne, jakby „wspomnienia” z nią związane. Co raz bardziej wydawała mi się znajoma… W myślach słyszałam tylko jedno imię: Arya.
- Arya, Arya. – powtarzałam cicho.
Usłyszałam trzask drzwi wejściowych.
Wtedy wszystkie obrazy zniknęły, a ja z przerażeniem patrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Moje źrenice były całkowicie powiększone.
- Już jestem! – powiedziała Kate, czekając na moją odpowiedź. Niestety jej nie dostała. Nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnych słów.
- Lillian?
Usłyszałam, jak wbiega po schodach na górę i otworzyła z rozmachem drzwi od mojego pokoju, które walnęły mocno o ścianę.
- Boże, Li, ale mi narobiłaś stracha! – powiedziała Kate, łapiąc się za serce i upuszczając torebkę prezentową na podłogę. – Wszystko OK? – spytała, kiedy zauważyła, że leżę na ziemi oparta plecami o ścianę. – Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha!
Przełknęłam ślinę. Wstałam powoli jeszcze oszołomiona i otrzepałam spodnie.
- Nic ci nie jest?  - spytała zmartwiona Katerina.
Kiwnęłam przecząco głową i uśmiechnęłam się do niej słabo. Przytuliła mnie.
- Wszystkiego najlepszego! – Zaśmiała się  i wręczyła mi prezent – Spodoba ci się!
-Jejku, Kate nie trzeba było! Dzięki!
Zostawiłam torebkę na biurku i przeszłyśmy do salonu. Później zobaczę, co to takiego dostałam. Mam nadzieję, że to nie błyszczyk, czy inne różne rzeczy upiększające, bo ją normalnie zamorduję…
- Jesteś pewna , że nie chcesz pojechać na pogotowie? Zemdlałaś dzisiaj, miałaś duszności.
Wzięłam głęboki oddech.
- Nie, już mi lepiej. – zaprzeczyłam. Może nie czułam się zbyt dobrze, ale nie miałam zamiaru jechać do szpitala. - Chcesz coś do picia?- spytałam ją i odwróciłam się w kierunku kuchni.
- Nie forsuj się. Usiądź, a ja sama coś sobie wezmę. – zaproponowała.
- No, okay. – odparłam niechętnie i usadowiłam się wygodnie na sofie.
- O mój Boże! Co tu się u licha stało? – przeraziła się Kate.
Pobiegłam szybko do kuchni i zauważyłam całą mokrą podłogę i potłuczone szkło w zlewie.
- Kurczę, zapomniałam posprzątać. - stwierdziłam.
Kate odchrząknęła i położyła ręce na biodra.
- Ojojoj! Wy, dzieci…

Na szczęście zdążyłyśmy wszystko ogarnąć przed przyjściem rodziców.
- Cześć Lillian, cześć Kate! – przywitali nas, wnosząc do domu  t o n ę  zakupów.
- Dzwonili do mnie ze szkoły. – powiedziała Vivian i położyła reklamówki pełne jedzenia na stole kuchennym.- Nic ci nie jest? – Dotknęła mojego czoła.
- Już wszystko w porządku. – odparłam, kiwając głową.
- To dobrze. Zapewne to przez pogodę.
- To samo powiedziała pielęgniarka. – Uśmiechnęłam się do niej.
- Nigdzie dziś nie wychodzicie? – spytał zaciekawiony tata, wkładając wędliny i mleko do lodówki.
- Nie w…
- Tak, do kina. – przerwałam Kate i popatrzyłam na zegarek ścienny – Zaraz mamy seans!
Nie chciałam, żeby mama dalej się wypytywała o moje zdrowie, bo zaraz zakazałaby mi dzisiaj w ogóle gdzieś wyjść.
Katerina spojrzała na mnie zaskoczona i po chwili zrozumiała o co mi chodzi. Dodała:
- A no tak! O włos byśmy zapomniały! – Złapała się za głowę.
- Skoczę tylko po portfel i komórkę, i już idziemy – zwróciłam się do przyjaciółki.
- Nałóż tylko coś ciepłego, zima się zbliża! – ostrzegł mnie Arcady.
Wzięłam małą czarną torebeczkę, gdzie włożyłam portfel i telefon. Przedtem sprawdziłam, czy mam wystarczająco pieniędzy. Dwadzieścia dolarów. Dopiero początek miesiąca, więc nie zdążyłam jeszcze nic wydać z kieszonkowego. Powinno starczyć na bilet i coś do picia lub popcorn. Nałożyłam jeszcze bluzę z napisem Fallen i  białymi skrzydłami na plecach i zeszłam na dół.
- Do widzenia! – pożegnała się Kate z moimi rodzicami i wyszłyśmy z domu.
- Chcesz przejechać się skuterem? – zamachałam jej przed oczami kluczykami.
- Może lepiej moim autkiem? – spytała błagalnie.
Zrobiłam do niej maślane oczy.
- No dobra… Mam nadzieję, że mnie nie zabijesz!
- Kusząca propozycja. – zarechotałam.
Dałam jej kask i pojechałyśmy do kina w McMinville, gdzie kupiłyśmy bilety na Kronikę opętania. Na szczęście była mała kolejka.
- Hmm… - sprawdziłam godzinę w komórce - Jest dopiero kilka minut po 17, więc mamy jeszcze około półtorej godziny do seansu. Co robimy? – spytałam Kate.
- Może galeria?- zaproponowała. – Trzeba coś kupić na Bal Zimowy. Jeszcze tylko 3 tygodnie!
Nagle głośno zaburczało mi w żołądku. Skrzywiłam się.
- Ups! – popatrzyłam na brzuch – Od rana nic nie jadłam. Co myślisz jednak o tej kawiarni naprzeciwko? – wskazałam ręką pobliski budynek.
Kate zmrużyła oczy.
- Ale jutro mi się odpłacasz! – fuknęła.
- Jutro nie mogę – przekrzywiłam głowę – wychodzę z Aaronem .
- To w sobotę. Nie odpuszczę! O 10 będę czekać już pod twoim domem.
- Okay, okay. – wyszczerzyłam do niej zęby i zaciągnęłam ją na drugą stronę ulicy.
Wzięłam szarlotkę na ciepło i kawę americano, a Kate mocne espresso.  Przez godzinę rozmawiałyśmy o tym, że jej brat znowu zepsuł piecyk do gitary elektrycznej, tłumaczyłam , jak napisać wypracowanie na poniedziałek,  opowiadałam o Aaronie, itp.
Gdy zapłaciłyśmy i wyszliśmy z kawiarni, przy kasie kinowej zauważyłam  Aarona i jego kolegę z drużyny. Nogi mi się poplątały, zachwiałam się przy krawężniku i o mały włos wpadłabym pod samochód, gdyby Kate mnie nie złapała.
- Uważaj, Li! – wrzasnęła i przytrzymała mnie za ramiona, a auto głośno zatrąbiło, co przyciągnęło uwagę Aarona. Nasze oczy się zetknęły. Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił się swoim zniewalającym uśmiechem. Kate westchnęła  – Ja też chcę mieć chłopaka, który jest w naszej drużynie futbolowej! – powiedziała smutno –  Kapitan jest już niestety zajęty. Ale ci zazdroszczę…

Aaron przedstawił mnie i Kate swojemu kumplowi – Lucasowi Dangelowi.
- Akurat, tak się składa, że my też idziemy na Kronikę opętania. – powiedział – Nie będziesz się bała?
Popatrzyłam na Kate, która  już była zajęta flirtowaniem z Lucasem .
-Tak, będę trzęsła się, jak galareta. – odparłam ironicznie.
Złapaliśmy się za ręce i weszliśmy do sali kinowej.  Było tam mało osób, więc mogliśmy usiąść koło siebie, a Kate oczywiście blisko Lucasa.
- Dobrze, że poszłyśmy dzisiaj na ten film. – wyszeptała mi do ucha Katerina, gdy już zaczął się seans. – Dzięki, temu, że masz chłopaka, mogłam poznać jego kolegę. – zapiszczała.
- Ciszej tam! – odezwał się jakiś facet z tyłu.
Dalej siedziałyśmy już w ciszy.
Film nie był taki straszny, jak zapowiadali. Może akcja na razie się rozkręca? Znudzona, postanowiłam położyć głowę na ramieniu Aarona, ale przez przypadek zahaczyłam się o colę i wylałam wszystko na siebie.
- Kurczę! – wstałam gwałtownie i spojrzałam na wielką brązową plamę na koszulce.
- Usiądź! Nic nie widzę! – znowu zniecierpliwił się facet z tyłu.
Niech wreszcie się zamknie! Sam głośno chrupie te swoje chrupki i siorbie napój!
Postanowiłam pójść do łazienki, gdzie spróbowałam zmyć plamę. Oczywiście trudziłam się na marne, bo woda  z mydłem tylko lekko rozjaśniła i powiększyła ją, a bluzkę miałam całą mokrą.
Ktoś zapukał do drzwi od toalety damskiej.
- Lillian?- zawołał Aaron – Wszystko w porządku?
- Tak, tak! Już wychodzę! – odparłam.
Rany, to wygląda strasznie. Dobrze, że wzięłam chociaż bluzę i mogę jakoś zakryć tę "colową szkodę".
Wyszłam z łazienki. Obok opierał się o ścianę Aaron.
- Wyszedłeś podczas seansu? – spytałam.
- Eee...I tak był nudny. – machnął ręką i przyciągnął mnie do siebie – Mam coś dla ciebie. – wyszeptał mi we włosy. Po plecach przeszedł mnie przyjemny dreszczyk.
Aaron poszedł w kierunku tylnego wyjścia przeznaczonego wyłącznie dla personelu.
- Gdzie idziesz? – skrzyżowałam ręce na piersiach i zmarszczyłam czoło - Nie wracamy do sali?
- Nie. – podszedł do mnie i pociągnął mnie za rękę – Chodź. – uśmiechnął się zachęcająco, a ja mu uległam.
- Co szykujesz? – spytałam podejrzliwie.
Minęliśmy sprzątaczkę, która spojrzała na mnie niepewnie. Uśmiechnęłam się do niej, przekazując, że wszystko w porządku.
- Mam dla ciebie prezent. – odparł. Zdziwiona podniosłam jedną brew do góry.
Chwycił ręką za klamkę i rozejrzał się ostrożnie.
- Nie możemy wyjść głównym wejściem? – wyszeptałam.
- Nie.- odparł – Tędy szybciej. -powoli otworzył drzwi i znaleźliśmy się na dworze. 
Nagle gwałtownie zgięłam się w pół i głośno jęknęłam. Złapałam się za szyję przy miejscu blizny, która miałam uczucie, że się paliła - jakby ogień rozsadzał mnie od środka. Przed oczami zrobiło mi się czarno i ujrzałam po środku nicości Arię ubraną w czerwoną szatę.
-  Jak mogłaś? – spytała gniewnie.
Do rzeczywistości przywrócił mnie Aaron. Złapałam go mocno za kurtkę.
- Nic ci nie jest? – zaniepokoił się. Kucał przy mnie i patrzył mi prosto w oczy, co mnie uspokoiło. Przytulił mnie i powoli wstaliśmy.
Wrzasnęłam. Za nami leżało martwe ciało jakiegoś mężczyzny. Choć było ciemno, zauważyłam, że jego usta były czymś zaszyte.
- Nie mów, że to chciałeś mi pokazać – wyszeptałam przerażona.

Wokół nas była policja i karetki. Staliśmy wraz z Aaronem przy jednym z radiowozów i składaliśmy zeznania. Okazało się, że ofiarą był facet, który siedział za nami w kinie. Nie wiem, czemu, ale czuję się winna.
- Wystarczy. Dziękujemy. – odparł jeden z policjantów - Macie, jak wrócić do domu?
Przytaknęłam. Przeszliśmy nad taśmą i zobaczyłam Kate z Lucasem.
- Co się stało? – uścisnęła mnie mocno.
- Znaleźliśmy ciało człowieka. – odpowiedział cicho Aaron.
- Co?!  - zdziwiła się Kate.
Opowiedziałam jej o tym, że Aaron chciał mi dać prezent urodzinowy, ale nie zdążył go nawet pokazać, bo ponownie miałam jakiś napad, a potem zauważyłam za nami leżące ciało martwego  człowieka.
- Usłyszałam, jak policjanci mówili, że to dziwne, bo wszystko wskazuje na to, że zmarł na atak serca, ale widać, że to mogło być także morderstwo. Chyba sam sobie nie zaszył ust?
- Co ludzie wyprawiają w tych czasach…  - stwierdził Lucas.
Spojrzałam na niego i Kate przytulonych do siebie.
- Mam nadzieję, że się jakoś trzymasz. Chyba jakaś klątwa ciąży nad tobą.  - „pocieszyła” mnie Kate.
- Jestem już zmęczona, idziemy? – spytałam ją
- Wracam z Lucasem.
Spojrzałam  podejrzliwie na przyjaciółkę.
- Kate powiedziała, że nie ma, jak wrócić z powrotem. – oznajmił Lucas.
- Ciekawe. Nie ma jak wrócić?
Kate kopnęła mnie w kostkę. Stęknęłam z bólu.
- Jak chcesz, to cię też mogę podwieźć. – zaproponował.
- Nie, nie, skądś wytrzasnę niewidzialny samochód.
- To pa! – pożegnałam się. Odwróciłam się od nich i pokierowałam się pośpiesznie w stronę skutera.
Po chwili zaburczała mi komórka w kieszeni.
„Nie bądź na mnie zła! Lucas jest taki przystojny… ”, napisała Kate.
„Tak, też zostawiam przyjaciółkę w urodziny”, odpisałam jej.
„No nie bądź zła!”
„Nie jestem, po prostu mam zły humor”
Nie zwracając uwagi na drogę, przez przypadek zderzyłam się ze starszą panią. Przeprosiłam ją cicho, gdy nagle złapała mnie mocno za łokieć. Oderwałam się od telefonu i popatrzyłam na nią.
- Wszystko w porządku? – spytałam troskliwie. Wyglądała na przerażoną.
Jej gałki oczne wywróciły się na drugą stronę.
- Jesteś w niebezpieczeństwie, Kalipso! – odezwała się głosem odbijającym się echem. Jej delikatna dłoń staruszki ściskała mnie coraz mocniej.
-Proszę mnie puścić! – wrzasnęłam. Wyrwałam rękę z jej uścisku i pobiegłam w stronę skutera.
- Nie uciekniesz od przeznaczenia!- zawołała.

Zatrzymałam się pod domem. Popatrzyłam na ciemność w oknach, rodzice pewnie gdzieś wyszli.
Przez całą drogę rozmyślałam o dzisiejszym dniu. Najbardziej zastanawiało mnie to, jak zwróciła się do mnie ta staruszka. Czemu nazwała mnie tak , jak jakąś grecką nimfę?
Weszłam do domu i po omacku znalazłam na ścianie włącznik światła.
Przed snem postanowiłam wziąć jeszcze jedną tabletkę na ból głowy. Niestety, byłam zbyt zmęczona, by zauważyć, że połknęłam przez przypadek aż trzy.
Padłam nieprzytomna na kanapę i szybko zasnęłam.



________________________________________________________________________
Przepraszam za błędy językowe, ale już mi się nie chciało poprawiać. Zaraz napiszę post i dowiecie się dlaczego.