piątek, 3 sierpnia 2012

Rozdział 3


-Jak przyjedziesz, pokażę ci miasto. - powiedziała Megan.
Nick ucieszył się.
- Tylko koniec z czarną magią! – dodała poirytowana.
- Ma się rozumieć! – zasalutował.

I tak skończył się film pt. „Przesilenie”.
Hmm, mogę stwierdzić, że to jeden z lepszych horrorów, jakie w życiu oglądałam. Choć mogli bardziej rozwinąć  fabułę, ale już tam się czepiać szczegółów nie będę.
Podeszłam do półki, aby odłożyć już chyba trzecią kasetę.
Spojrzałam na zegarek: dochodzi szósta. Zaraz rodzice się obudzą, więc muszę się zbierać. Złożyłam koc, pustą szklankę po aspirynie włożyłam do zlewu i poszłam na górę do pokoju.
Aua! Moje nogi, ale mam zakwasy.
Otworzyłam, jak najciszej mogłam, drzwi od mojego pokoju.
- O cholera! – powiedziałam cicho, przerażona stanem pomieszczenia.
Wszędzie były porozrzucane ubrania, książki, papiery, pootwierane szafki. Nie pamiętam, żebym zostawiała taki bałagan wczoraj wieczorem.
Rana za uchem piekła mnie strasznie i nawet nie wiem, kiedy znalazłam się przy oknie. Wyjrzałam przez nie. Na dole, między drzewami zauważyłam czarną postać i jej rażące czerwienią oczy. Serce zaczęło mi walić szybciej na wspomnienie mojego dzisiejszego snu. Przerażona, spuściłam żaluzje i zbiegłam szybko po schodach. Wzięłam kurtkę i wyszłam na dwór.
Zakradłam się na tyły domu. Po drodze wzięłam jedno z drewienek służących do rozpalania kominka.
- Halo? – wyszeptałam, trzymając drewno w górze – Jest tam kto?
Nagle, usłyszałam szelest liści dobiegający z pobliskich krzaków. Odwróciłam się w ich kierunku. Wtem zaczęły z nich wylatywać głośno kraczące czarne kruki, a na moim ramieniu wylądował czerwony motyl, którego wyobraziłam sobie jako chyba znaną mi kobietę.
Pragnęłam zrzucić to stworzenie na ziemię i zadeptać, ale nagle obraz zaczął się rozmazywać, aż kompletnie pochłonęła go biel.
- Sto lat, sto lat! Niech żyje, żyje nam! Jesz…
- Mmm… - jęknęłam i rzuciłam w „śpiewających” rodziców poduszką – Dajcie spać!
Ale mama fałszowała dalej:
- A kto? Nasza kaczuszka!
- Maaamoo! – jej słowa od razu mnie pobudziły – Mówiłam ci, żebyś już tak na mnie nie mówiła! Nie mam pięciu lat! – usiadłam na brzegu łóżka i zmierzyłam ich groźnym wzrokiem.
Mama, udając, że nic nie usłyszała, przytuliła mnie, oczywiście ucałowała i złożyła jeszcze raz życzenia, a następnie Arcady. Uśmiechnęłam się do nich sztucznie.
- Dzięki! - odezwałam się, gdy tata wręczył mi prezent z okazji siedemnastych urodzin. Było to małe, niebieskie pudełeczko.
- Mam nadzieję, że ci się spodoba – uśmiechnął się.  I nareszcie wyszli z pokoju.
Odłożyłam prezent na biurko, a następnie poszłam do łazienki. Tam ochlapałam twarz zimną wodą i nagle oprzytomniałam. Wybiegłam z toalety i zwróciłam uwagę na stan mojego pokoju. Porządek. Dziwne. Czyli to jednak był sen? Podbiegłam do okna. Rozejrzałam się, ale nikogo na podwórku nie było. Odetchnęłam z ulgą i wróciłam do toalety, gdzie wzięłam szybki prysznic.
Gdy wróciłam do pokoju, postanowiłam wreszcie zobaczyć, co dostałam od rodziców. Co może znajdować się, w tak małym pudełku. Naszyjnik? Kolczyki? Breloczek? A może kluczyki od samochodu? Niee, to na pewno nie mogą być kluczyki od samochodu. Rodzice na pewno na niego by się nie zgodzili.( * w Ameryce można prowadzić od 16 roku życia)
Otworzyłam po woli prezent.
Nie no, nie wierzę. Kluczyki?! Zbiegłam szybko po schodach i wyszłam na ganek. Na podjeździe stał czarny skuter. Otworzyłam szeroko buzię.
- I jak ci się podoba? – spytał tata, stojąc przy skuterze i klepiąc ręką po siedzeniu
- Naprawdę? – spytałam zaskoczona i podeszłam do pojazdu.
- Tylko, pamiętaj, musisz na siebie uważać. – ostrzegł mnie. No tak, od wypadku minął dopiero rok i rodzice są nadal nadopiekuńczy.
Potem Arcady wytłumaczył mi, jak się go obsługuje i zrobiłam sobie małą rundkę po osiedlu.
Jestem naprawdę zaskoczona. Od dziecka marzyłam o skuterze. Ale chwileczkę, nikomu o tym nie mówiłam, chyba, że albo mama weszła w moją historię przeglądarki, albo przeczytała pamiętnik. „Zabiję ją”
- Tort? Wiesz, że nie przepadam za tortami! – zwróciłam uwagę Vivian, gdy zauważyłam na stole ciasto, wchodząc do kuchni.
-Chociaż spróbuj. – przekonywała mama.
-No dooobrze.
Wzięłam łyżeczkę i po dłuższej chwili dziobania ciasta, spróbowałam je.
- I co myślisz o swoim prezencie?
Przełknęłam kęs.
- Świetnie! Marzyłam o tym! Tylko ciekawi mnie, skąd ktoś o tym mógł się dowiedzieć?  - spojrzałam na mamę.
-No właśnie? – opowiedziała z nutą ironii.
Dokończyłam tort i pobiegłam na górę, by napisać do Kate, że jadę dziś sama do szkoły.
- Pa! Do wieczora! – pożegnali się rodzice, gdy wychodzili już do pracy – Uważaj na siebie!
- No, no, no. Do twarzy ci z tym skuterem. – powiedziała Kate, gdy zaparkowałam na parkingu szkolnym.
Zdjęłam kask i przeczesałam ręką włosy.
- I jeszcze w tej czarnej skórze. UuUuU – zagwizdała.
- Kate… - przewróciłam oczami – Chodźmy już! – powiedziałam i wzięłam ją pod pachę.
Gdy wchodziłam po schodach na pierwsze piętro, gdzie odbywała się moja pierwsza lekcja - angielski, straciłam nagle równowagę. Na szczęście Katerina w ostatniej chwili mnie złapała.  Nie, to jednak nie była Katerina. Ona cały czas stała obok.
- Dzięki. – powiedziałam nieśmiało, nie wiedząc kto mi pomógł. Gdy odwróciłam się, zobaczyłam… Aarona. Przełknęłam ślinę i uśmiechnęłam się do niego.
- Wszystkiego najlepszego. – wyszeptał mi do ucha. Już poczułam jak się czerwienię. 
Ogarnęłam się dopiero, gdy znalazłam się w sali i zasiadłam do ławki. Przez ten cały czas Kate coś do mnie mówiła, pewnie w dzisiejszej sprawie, ale nic do mnie nie docierało.
- I co o tym myślisz, Li? – spytała Kate.
- Ja? Możesz powtórzyć?
Nagle zadzwonił dzwonek i pani Ashley kazała nam już być cicho. Kate popatrzyła na mnie wściekła.
- Spytałam, czy wolisz iść do kina na nowy horror „Kronika opętania”, czy na kręgle? – powiedziała szeptem.
- Mi to obojętne. – stwierdziłam.
- Ale Lillian, to twoje urodziny. Ty wybierasz – mówiła co raz głośniej.
- Może pi…
- Panno Bail i panno Detras, proszę wstać! – rozkazała nauczycielka. Spojrzałyśmy przerażone na siebie – O czym tak ciekawym rozmawiałyście, że chciałybyście podzielić się tym z klasą? –spytała surowo.
- O Szekspirze – wymyśliła szybko na poczekanie Katerina.
- Czyżby? Coś ten Szekspir wam chyba przypadł do gustu, gdyż zbyt często przeszkadzacie na lekcji. Co myślicie, aby o nim porozmawiać z kimś innym?
- Innym? To znaczy? – spytałam nieśmiało.
- Przesiądziecie się do kogoś innego. – stwierdziła pani Ashley Sandy – Pani Detras bierze swoje rzeczy i zamieni się miejscami z… - rozejrzała się po klasie – Aaronem Greyem.
- Aaronem? – odezwałam się zaskoczona.
Super…
- Żegnaj! – powiedziała smutno Katerina i pomachała do mnie.
Usiadłam z powrotem na krześle, a do mnie dosiadł się Aaron.
- Cześć.- przywitał się, ale ja nie odpowiedziałam.
Cały czas patrzyłam się w zegar, aż wybije godzinę końca lekcji. Wsłuchiwałam się w tykanie zegara: Tik - Tak Tik - Tak, potem bicie swojego serca: bum bum bum. Aż wszystko zlało się w jedną całość i obudziłam się u pielęgniarki.

- Wszystko  z nią w porządku? – usłyszałam męski głos w oddali.
- Na szczęście tylko zemdlała , powinna zaraz się obudzić. – odparła, jak mi się zdaję pielęgniarka – To zapewne przez pogodę. Proszę się na zapas nie martwić. Może pan już wrócić na lekcję.
- Nie, nie. Zostanę i poczekam. – odpowiedział chłopak.
Próbowałam się podnieść, ale  zakręciło mi się w głowie i z powrotem wylądowałam w pozycji leżącej.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwi, a potem głośne zbliżające się do mnie kroki.
Podparłam się powoli na łokciach. Zamrugałam kilka razy, by obraz powrócił do normy i ujrzałam Aarona i panią Mysterview – higienistkę szkolną.
Powiedziała mi , żebym na siebie uważała i dała mi przepustkę, bym mogła wrócić do domu, a Aaronowi, by mnie odprowadził.
Złapał mnie za rękę i pomógł mi wstać.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się do niego słabo.
Gdy wyszliśmy z budynku, zwróciłam się do Aarona:
- Możesz już iść. Poradzę sobie.
Jednak gdy oderwałam się od niego, ugięły się pode mną kolana, ale na szczęście złapał mnie w ostatniej chwili.
- Jednak chyba nie. – odparł Aaron. – Obiecałem, że cię odwiozę. – uśmiechnął się do mnie. Przewróciłam oczyma.
Podeszliśmy do mojego skutera.
- Daj kluczyki. – powiedział, wystawiając rękę – Nie dam ci przecież prowadzić w takim stanie. -popatrzył na mnie błagalnie. Wykrzywiłam usta i niechętnie oddałam mu kluczyki.
- NE Sherman 2 – oświadczyłam cicho.
Na szczęście droga jest w miarę krótka, bo nie wytrzymałabym siedzieć cały czas „przytulona” do Aarona. ( * jeżdżąc skuterem w 2 osoby, osoba z tyłu musi trzymać kierującą) Już po pięciu minutach zaparkowaliśmy pod moim domem. Zsiadłam z pojazdu, a Aaron oddał mi kluczyki. Pomachałam do niego na pożegnanie.
- Jeszcze raz dzię… - odwróciłam się , a za mną na ganku już stał Aaron.
- Mogę wejść? – spytał.
- Jasne. - uśmiechnęłam się - Chcesz coś do picia? – zapytałam, gdy weszliśmy do kuchni. - Kawa, herbata, cola, sok, woda?
- Wystarczy woda. – powiedział oparty o ścianę.
- Usiądź. - wskazałam ręką na stół kuchenny, gdzie postawiłam szklankę wody.
- Postoję – odparł.
- Opowiesz mi co się dokładnie wydarzyło? – spytałam po długiej ciszy, zmywając przy okazji naczynia.
- Przesiedliśmy się, - opowiadał, popijając wodę-  gdy nagle straciłaś przytomność i zaniosłem cię pielęgniarki.
Na twarzy pojawiły się rumieńce.
- Podziękowałam ci już?
Przytaknął, odstawiając szklankę na blat.
- Pomóc ci? – zaproponował.
- Nie trzeba. – ale jednak nie posłuchał mnie i wziął ścierkę.
I zapadła cisza. Słychać było tylko szum wody. Co chwila nasze ręce się stykały.
Nagle natknęłam się na szklankę z pomarańczowym osadem na dole. To chyba jakiś przypadek, pewnie mama brała aspirynę. Bo to był tylko sen,prawda?
Szklankę chyba trzymałam zbyt mocno, bo nagle szkło pękło i rozpadło się na kawałeczki, które rozcięły  mi skórę na prawej dłoni. Syknęłam z bólu. Spłukałam szybko szkło i wzięłam leżącą obok suchą ścierkę.
- Pokaż.- powiedział Aaron. Podniósł delikatnie moją dłoń i zdjął przykrywający ją materiał, ale nie miałam już na niej żadnej rany.
Przygryzłam dolną wargę. O kurczę, właśnie tego się bałam.
By odwrócić jego uwagę, postanowiłam ochlapać go wodą. Zaskoczony, zrobił to samo. Nabrałam więcej wody i wylałam mu na włosy, a on odwdzięczył się - wziął leżący na kuchence obok garnek i 2 litry wody wylądowały na mnie.  I tak się bawiliśmy, dopóki nie poślizgnęłam się i upadłam na Aarona, który przytrzymał się rękoma o blat.
Nasze twarze dzieliły tylko centymetry. Czułam na sobie jego ciepły oddech. Patrzyliśmy na siebie dłuższą chwilę, aż Aaron przybliżył się do mnie i jego wargi dotknęły moich. Przytrzymał  mnie za biodra i wylądowaliśmy na ścianie.
Po kilku minutach wreszcie oderwaliśmy się od siebie.
- Jutrzejsze spotkanie jest aktualne? – spytał zasapany.
- Tak. – wyszeptałam i złożyłam mu jeszcze krótki pocałunek.