piątek, 15 czerwca 2012

Rozdział 1


Sheridan w stanie Oregon, czasy obecne…

Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Przewróciłam się na plecy i otuliłam uszy poduszką, aby chociaż trochę stłumić nieznośne dźwięki. Jękliwym głosem poprosiłam jeszcze o chwilę snu, ale niestety nic nie zdołałam, bo mama wtargnęła do mojego pokoju. Otworzyła okno i ściągnęła ze mnie kołdrę. Zimne jesienne powietrze owiało moje odkryte stopy, ręce i głowę.
-  Ojeju, maaamooo – wymruczałam.
- Lillian! Raz, dwa, trzy! Wstawaj! Nie chcę, abyś się spóźniła do szkoły! Niedługo po ciebie przyjedzie Kate, a ty jeszcze w piżamie! – powiedziała, raczej wykrzyczała mama wpuszczając przy tym marne światło do ciemnego pokoju. Zauważając, że prawie nie oświetla pomieszczenia, włączyła lampkę na moim biurku.
- Nie, tylko nie światło… - wyciągnęłam rękę  ku jasności – Wyłącz… – burknęłam.
- Jak chcesz to sama wstań i wyłącz. - i wyszła z pokoju.
Nie znoszę jak to robi. Jak się cieszę, że jutro kończy się jej urlop i wraca do pracy.
Wzięła wolne, bo chciała wyjechać na kilka dni do koleżanki z Francji, ale niestety przyjaciółka zachorowała i wypoczynek został odwołany. No i, musiała niestety zostać w domu…
Wstałam i nieprzytomna skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, myjąc przy tym włosy , wyszczotkowałam zęby i wróciłam do pokoju, aby się ubrać, ale pierwsze, co zrobiłam, to oczywiście wyłączenie lampki i zasłonięcie rolet.
Nienawidzę światła. Nie wiem czemu, ale mam tak od dzieciństwa. Dobrze widzę w ciemności i mi ono nie przeszkadza. Szczerze, to czuje się tak bezpieczniej i lepiej, a światło strasznie mnie drażni.
Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czarne rurki, czarny t-shirt i czarno-białą koszulę w kratkę. Nie, nie mam żałoby, ale po prostu lubię się tak ubierać. Lubię styl grunge, rock i nie mam także ochoty się wystrajać. Nie jestem jakąś głupią blondynką, która ugania się za chłopakami.
- Lily, śniadanie! – zawołała moja „kochana” mama.
Ubrałam się, wysuszyłam włosy i zeszłam na dół.
Po  kuchni roznosił się znajomy mi już zapach.
- Znowu bekon?- zapytałam i usiadłam do stołu. – Czy nie ma nic innego do jedzenia?
- Ogórki – odparła mama.
- Fuuuu. To już wolę bekon.
Vivian postawiła mi talerz z „pachnącym” bekonem pod nosem. Przez chwilę dziobałam go widelcem, potem odłożyłam go i odsunęłam talerz.
- Chyba jednak nie dam rady tego zjeść. – wykrzywiłam się jak kapryśne dziecko.
Mama widząc moją minę, stwierdziła:
- No, dobra. Dzisiaj nie będę już cię męczyć, więc możesz sobie zrobić chleb z masłem, ale masz na lunch zjeść coś pożywnego. Ja muszę iść teraz po zakupy, aby zrobić coś na obiad, a potem wychodzę z Claire do kosmetyczki.
Przewróciłam oczami.
- Nie wiem, po co ci to. I tak ładnie wyglądasz.
Udała, że mnie nie słyszy i schowała bekon do lodówki.
Zrobiłam kanapkę i nagle usłyszałam znajomy warkot  samochodu pod domem, a po chwili dźwięk klaksonu.
- Kate przyjechała! Ja lecę ! Pa!  – odsunęłam krzesło, wzięłam torbę i kurtkę i szybko wybiegłam z domu, głośno zatrzaskując drzwi- O kurczę, znowu mama się wkurzy – powiedziałam pod nosem.
- Cześć, Kate. Co tam? – weszłam do starego mini vana
- No witam. Wiesz, jak zawsze. Raz lepiej, raz gorzej – odpowiedziała z greckim akcentem.
Kate, dokładnie Katerina Angle Detras, jest moją najlepszą przyjaciółką od 2 klasy podstawówki. Przeprowadziła się 10 lat temu z Grecji do naszego miasteczka Sheridan i zamieszkała w domu naprzeciwko. Gdy jej mama przyszła odwiedzić sąsiadów i przynieść dla nich własnoręcznie upieczoną szarlotkę (jej rodzice prowadzą cukiernię), poznałam Kate i jak to dzieci, już pierwszego dnia złożyłyśmy sobie przysięgę, że będziemy najlepszymi kumpelami.
- A właśnie? Co tam u ciebie? Przecież jutro twoje urodzinki! – wykrzyczała.
- Ciii! – zakryłam jej usta ręką - Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział.
- A to czemu? – spojrzała na mnie poirytowana.
Wzruszyłam ramionami i popatrzyłam na krajobraz za oknem. Dalszą drogę spędziłyśmy w milczeniu.
Skręciliśmy w prawo i wjechaliśmy na parking szkolny. Gdy znaleźliśmy wolne miejsce blisko wejścia i chcieliśmy już je zająć, Larissa wraz ze swoimi przyjaciółkami zaparkowała przed nami swoim porsche  Uwielbia robić nam na złość.
- Zabieraj stąd tego grata – powiedziała-  i zawieź go lepiej do muzeum albo stójcie. – odwróciła się do swoich koleżaneczek – Na wysypisko. – zachichotały nieznośnie.
-Idiotki – ja i Katerina odparłyśmy równocześnie.
I gdy szkolne Barbie weszło do budynku, Kate lekko stuknęła w karoserię porsche i zawróciła, zostawiając oczywiście po sobie cenny i widoczny ślad na samochodzie.
- Oh… Kate… - przewróciłam oczami. 
- No co ty ode mnie chcesz? Czy ja coś zrobiłam? – odparła ironicznie i uśmiechnęła się do mnie, udając niewiniątko.
Larrisa Montrue, można powiedzieć, że była kiedyś moją dobrą koleżanką, ale niestety, gdy zauważyła, że zadaję się z nową osobą ( Kate), odwróciła się do mnie plecami. Myślałam, że już trochę dojrzała, kiedy poszła do liceum, ale chyba jej hobby stało się uprzykrzanie życia Lillian Bail i jej przyjaciółki.
Weszłyśmy do budynku szkoły, wzięłyśmy z szafki podręcznik do algebry i ruszyłyśmy na lekcję. Gdy znaleźliśmy się w klasie, akurat zadzwonił dzwonek. Uf… zdążyłyśmy.
Pan Gonards popatrzył na nas srogo, więc szybko zasiadłyśmy do ławki.
Jak zwykle przynudzał. Już po 5 minutach odleciałam myślami.
Zastanawiałam się nad jutrzejszym dniem. Mam nadzieję, że Katerina nie zaplanowała niczego szalonego. Po szkole mogłabym się przejść do kina i jeśli Kate chciałaby to także do galerii. Jestem w ostatniej klasie, więc zbliża się bal maturalny i musimy przecież wybrać suknię, pomyślałam ironicznie.
Nagle poczułam, jak ktoś szarpnął mnie za łokieć.
- Psst – szepnęła Kate- Aaron się cały czas na ciebie gapi.
- Przesadzasz – przewróciłam oczami i wróciłam do „rozwiązywania zadań”. Udając pisanie długopisem, ostrożnie spojrzałam na Aarona, a ten od razu odwrócił wzrok. Dziwne, pomyślałam.
Aaron to fajny chłopak i znany w szkole. Dużo dziewczyn za nim się ugania, ale dla mnie jest obojętny. Słyszałam plotki o tym, że się jemu podoba, ale plotki, jak plotki są nie warte uwagi. Gwiazda futbolu zainteresował się brzydkim kaczątkiem. Śmieszne.
- Świat do panny Bail! – głos pana  Gonardsa wyrwał mnie zza myśleń. Otrząsnęłam się.
Dotknęłam blizny za uchem. Piekła mnie trochę. No tak, przecież wszyscy się na mnie patrzyli.
- Tak? – udałam, że nic się stało.
- Czekam, aż pani przyjdzie tu i rozwiąże równanie. – zniecierpliwiony stukał kluczem od sali o biurko, co strasznie mnie drażniło.
Wstałam i podeszłam do tablicy.
- No to może dla panny Marzycielki, damy jakieś skomplikowane zadanko - zajrzał do swojej książki, poprzewracał kartkami, aż znalazł dobry przykład i przepisał na tablicę- Proszę, tak, żeby pani odpłynęła w świat liczenia.  - uśmiechnął się do mnie pobłażliwie i zasiadł do swojego biurka. - A, zapomniałem powiedzieć. - zwrócił się do uczniów -  Jak Lillian zrobi przykład, wszyscy mogą dopiero wyjść z sali.
-  O nie… - jęknęła chórem cała klasa.
- Panie Owens - spojrzał się na klasowego kujona - ma pan nie podpowiadać.
- Dobrze, proszę pana, ale i tak nie dałbym rady, to zadanie jest zbyt skomplikowane - powiedział wstydliwie - Musiałbym spędzić kilka godzin, aby je rozwiązać.
Spojrzałam na zszokowanych kolegów i koleżanek. Słyszałam ich szepty: Lillian nie da rady, niech ktoś jej pomoże, Ona nie ma szans.
Jejku, liczą na mnie.
I wreszcie odważyłam się spojrzeć na przykład. Ujrzałam jakąś średniowieczną cyrylicę. Jęknęłam cicho i wzięłam marker od pana Gonardsa.
Podeszłam kilka kroków w stronę tablicy. Serce biło mi jak oszalałe.
W oddali usłyszałam głos Kate:
- No dalej, wiem, że dasz radę. - wyszeptała pocieszająco, co mnie uspokoiło.
Gdy jeszcze raz spojrzałam na równanie, zamiast cyrilicy pojawiły się liczby. Liczby dla mnie zrozumiałe.
Po głowie chodziła mi tylko jedna cyfra. Minus jeden. Napisałam ją i odwróciłam się do nauczyciela, ale on nie zwrócił na mnie uwagi. Gdy odchrząknęłam, dopiero spojrzał na mnie.
- Skończyłam. - powiedziałam drżącym głosem.
Zapadła cisza, bo wszyscy oderwali się od swoich zajęć i popatrzyli na mnie zszokowani. Nauczyciel też miał otwarte oczy, wstał i zajrzał do swojej książki.
- To… ppp…rawidłowa odpowiedź - i jeszcze raz spojrzał na mój wynik. Nagle się otrząsnął się i podniósł wysoko głowę, żeby nie utracić honoru - Przepraszam, ale zapomniała panienka o obliczeniach. Gdzie się one podziały? - zwrócił się do mnie, jak do niemowlaka, czy niedorozwiniętego dziecka.
- Są w mojej głowie - stwierdziłam i dotknęłam palcem miejsca przy skroni.
Podeszłam do ławki i wzięłam swoją torbę.
- Chodź Kate. - zawołałam do niej.
- A gdzie pani się wybiera? - zdziwił się nauczyciel.
- Powiedział pan, że gdy skończę przykład, można już iść , więc do widzenia! - pożegnałam się i wyszłam dumnie z sali, a reszta klasy za mną.
-  To było coś, Bail. - powiedział Sean Owens, klepiąc mnie po ramieniu.
Kiedy szłam korytarzem, wszyscy mi dziękowali, a gdy Larissa przeszła koło mnie wraz z przyjaciółkami, fuknęła na mnie.
- Tym razem ci się poszczęściło. - i odeszła z obrażoną miną.
Ja i Katerina spojrzałyśmy po sobie, i gdy zrobiła swoją ulubioną minę - falkę brwiami -  wybuchnęłam śmiechem, a Kate się dołączyła.

Dalsza część dnia minęła dość spokojnie, dopóki nie wpadłam na… na Aarona Greya. Właśnie co skończyłam rozmawiać z Kate i odwróciłam się, aby pójść do łazienki. Uderzyliśmy się głowami i z kieszeni wypadła mi komórka. Wypowiedzieliśmy ciche przepraszam i gdy wzięłam telefon z podłogi, próbowałam odejść, ale zahaczyłam kolczykiem o jego koszulkę. Kiedy go odczepiłam, jeszcze raz powiedziałam mu głuche przepraszam i aż poczułam gorąco  od rumieńców na policzkach.
- Nic się nie stało – odpowiedział z uśmiechem. Odwrócił się i wrócił do kolegów. Czułam jak się jeszcze patrzy w moją stronę, dopóki nie weszłam do toalety.
Na szczęście nikogo w niej nie było i mogłam się trochę ogarnąć. Dotknęłam rękoma policzków i w odbiciu w lustrze ujrzałam żółtą karteczkę przylepioną do mojej dłoni. Odlepiłam ją i przeczytałam:
„Naprawdę przepraszam
263-789-6099
                                                               Proszę zadzwoń
    Aaron”
Przez chwilę stałam osłupiała i patrzyłam na kartkę, aż nagle ktoś wszedł do toalety i szybko wbiegłam do kabiny.
- Co zamierzasz? – spytała dziewczyna.
- Chwila – po głosie poznałam, że to Larissa. Tylko nie to…
Zauważyłam, że sprawdza, czy ktoś tu jest, więc podkuliłam nogi.
– Okay. Nikogo nie ma.
- To co chcesz zrobić? – zapytała jeszcze raz koleżanka Larissy, zapewne Susie.
- No wiesz, on nie może tak ze mną pogrywać. On musi mnie zaprosić na bal. – domyśliłam się, że chodzi o Aarona.
- Nie jestem tego taka pewna. Nie widziałaś , co dzisiaj było na matematyce? – spytała ostrożnie Susie.
- Chodzi o to, jak ta głupia idiotka Lillian się przemądrzała w klasie? Co ma to wspólnego z moim balem?
Przewróciłam oczami.
- Naprawdę nie widziałaś? Aaron cały czas gapił się na Lily!
- Na tą zdzirę? Nie, to nie możliwe. Mój Aaron nie zwróciłby nawet na nią uwagi.
- Może mi się przewidziało – drzwi od damskiej toalety trzasnęły z hukiem.
Uff… Nareszcie sama.
Poczekałam jeszcze trochę, aby mnie nie zauważyły wychodzącej od razu po nich.
Kartkę schowałam do notatnika i wyszłam wreszcie z toalety.
Na szczęście reszta dnia minęła spokojnie. Wróciłam do domu, zjadłam „pyszny” obiad i zaczęłam odrabiać lekcje. Gdy wyjmowałam książki, w oczy rzucił mi się notatnik. No tak, Aaron.
Nie wiedziałam co robić. Zadzwonić do niego, czy nie? Nagle w kieszeni zaburczała mi komórka. Katerina.
-Hej, co tam? – usłyszałam głos w komórce
- No, cześć. A… może być – stwierdziłam.
Powinnam jej powiedzieć o dzisiejszej sytuacji, ale nie wiedziałam od czego zacząć.
- A czemu tylko może być? – pytała podejrzliwie. – Czy coś ciekawego przede mną ukrywasz?
- Czy ty zawsze musisz się domyślić?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Zgaduję. Aaron? – pytała dalej. Ale ona już wiedziała. Czyta mi w myślach na odległość, czy co?- No tak. Dał ci swój numer?
- Tak jakby.
- Jak to tak jakby? – spytała.
- Wpadliśmy na siebie w korytarzu i przylepił mi karteczkę do dłoni. – powiedziałam niechętnie.
- O jacie! Jakie to słodkie…- wyjęczała
- Kate…
- No co?
- Nic, nic. - powiedziałam ironicznie.
- A no tak. Przeszkadzam ci. Chciałaś pewnie do niego zadzwonić, a ja zadzwoniłam do ciebie.
- Skąd niby chciałabym do niego zadzwonić? Nie jestem Larissą. – fuknęłam.
- Dzwoń, dzwoń! Jutro mi w szkole wszystko opowiesz, bo ja muszę kończyć. Tata już chciał mi zabrać komórkę. Boi się, że przekroczę abonament! Jakby nie ufał własnej córce. – powiedziała obrażona.
- Biedna Katerina… Dobra, pa! Muszę jeszcze odrobić pracę domową!
- Nie jakaś tam, praca domowa, tylko telefon do Aarona!-  i się rozłączyłam.
Trochę czasu minęło jak wpatrywałam się w telefon i nie wiedziałam co robić. O to i problem siedemnastolatki…
Zapisałam, więc numer Aarona w pamięci telefonu i odłożyłam komórkę na bok, abym mogła się skupić na pracy domowej. Jednak nie mogłam, bo znowu zadzwonił telefon. Nie chciało mi się już sprawdzać kto to, więc od razu odebrałam.
- Halo, słucham?
- Cześć, Li. Tu Aaron.
Aaron? Ale…
- Hej. Skąd masz mój numer? Przecież… - a no tak, jak mogłam się nie domyślić. – Kate- stwierdziłam
- Yhy- potwierdził – Po matmie, powiedziała, że pewnie coś chcę i dała mi kartkę z twoim numerem. Ja… nie chciałem, żebyś nie wiedziała kto do ciebie dzwoni…, więc dałem ci też swój numer. – wyjąkał. Jak na odważnego, był trochę skrępowany. – Trochę głupio, co nie?
- Nie no, coś ty. – zaśmiałam się.
Aaron do mnie się dołączył.
- Ja tylko chciałem spytać, czy nie chciałabyś się ze mną gdzieś jutro wybrać?
- Wiesz co? Chętnie. Tylko może w piątek, bo jutro jestem trochę zajęta? – spytałam ostrożnie – nie chciałam go speszyć.
- No okay. Tylko mam jeden kłopot. Wiem, że to niekulturalne z mojej strony, ale mam problem z samochodem.
- Nie no, dobra. Właśnie miałam zaproponować moje auto, bo raczej mama się zgodzi je pożyczyć.
- Przepraszam.
- Nie ma za co, naprawdę. To do zobaczenia jutro w szkole. Pa
- Pa i dzięki, że się zgodziłaś. Do zobaczenia.
Rozłączyłam się i w dobrym humorze położyłam się spać.
Dziwne uczucie.

czwartek, 7 czerwca 2012

Prolog


2 lata temu…

- Lillian! Lillian! Obudź się!! -  wrzeszczy tata, trzęsąc mnie, abym się obudziła i wbijając mi przy tym  paznokcie w ramiona.
Szybko usiadłam na łóżku, opierając się z tyłu rękoma. Byłam cała mokra od potu, a serce biło mi jak oszalałe.
- Znowu krzyczałam?- spytałam oschłym głosem ojca, choć znałam już odpowiedź.
Arcady przytulił mnie i po moich policzkach od razu spłynęły strumienie łez.
- Tęsk-nię-za-nią.- wychlipałam.
- Wiem, ja też. - odpowiedział, głaszcząc mnie na pocieszenie po plecach.
 Czekał, aż się uspokoję i po chwili się odezwał:              
- Dzwoniła Katerina. Pytała się, czy może nie chciałabyś z nią wyjść dzisiaj do kina.
- Nie wiem, tato. Jeszcze chyba nie mam na to sił.
- Lekarz mówi, że może dobrze by ci zrobiło wreszcie wyjście z domu. Nie byłaś na świeżym powietrzu od wypadku. Wszyscy martwią się o ciebie.
- Oh… Tato, proszę. Jeszcze chyba nie dam rady pokazać się ludziom.
- To może Katerina wpadnie do nas? Zostawię was samych, wychodzę z Jackiem do pubu obejrzeć mecz.
-  Ty i mecz? - szczęka mi opadła. Mój tata idzie na mecz? Od śmierci mamy nigdzie prawie nie wychodził, oprócz oczywiście do pracy.
- Jack mnie zmusił. Wiesz jaki on jest… - uśmiechnął się - Dobra ja już lecę, bo zaraz stracę pracę. - pocałował mnie w czoło - Pamiętaj zadzwonić do Kate! - ostatnie słowa wypowiedział już schodząc ze schodów.
Dziś, tata promienieje. Dawno tak się nie zachowywał. Ciekawe, co mu się stało? Cieszę, że  wreszcie jest radosny. Nie to co wcześniej. Jeszcze niedawno był smutny, zdołowany tak, jak ja…
Trzasnęły drzwi i znowu zostałam sama.
Ten pusty, duży dom trochę przyprawia mnie o dreszcze. Choć już się do niego przyzwyczaiłam. Od trzech tygodni nie wychodzę z domu. Boję się słów ludzi, które wypowiedzą, jak mnie zobaczą. Bardzo mi przykro z powodu śmierci twojej matki. Wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie. Nie martw się. Przykro mi. Współczuję ci.
Nie chcę wracać do szkoły . Nauczyciele będą dawać mi fory, przez co mogę narobić sobie więcej wrogów.  Najgorsze będzie to, że wszyscy będą się na mnie gapić, szeptać, plotkować o mnie, szeptać, plotkować, gapić…
W ręku trzymałam fotografię mojej matki ze mną i z Kate. Robimy śmieszne miny, stojąc na tle Akropolu ateńskiego w Grecji. To było tak niedawno…
Na zdjęcie spadło kilka moich łez, rozmazując kolorowy tusz.
-Potrzebuję cię, mamo. Bez ciebie nie dam rady - wyszeptałam, przesuwając opuszkiem palca po twarzy mamy- Tęsknię…
I nagle bezwładnie opadłam na podłogę…
Zemdlałam.

Znajduję się w ciemności. Nic nie widzę. Nic nie słyszę...
Ale biegnę...
Biegnę ku nicości. Nie myślę  co robię, ale czuję, że muszę uciekać.
Nagle staję w miejscu i nie mogę się ruszyć.
Boję się. Chcę stąd czym prędzej uciec, ale nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
Zaczynam krzyczeć.
I nagle widzę czerwonego motyla, który krwawi. Krople jego krwi brudzą podłogę, tworząc czerwoną plamę. Zaczyna się ona powiększać i pokój przybiera barwy czerwieni.
Krzyczę coraz głośniej.
Nagle odzyskuję czucie w rękach, nogach i  zaczynam wyrywać sobie włosy. Upadam na podłogę, tarzając się we krwi I waląc przy tym z całej siły pięściami i nogami.
- Odpocznij. - słyszę damski głos, który roznosi się echem po czerwonym, pustym korytarzu - Przestań... Popatrz w górę...
Niechętnie spojrzałam na latającego nade mną motyla.
Nagle zmienił się w zjawę. Kiedy przybrała wyraźniejszych kształtów, ujrzałam twarz mojej mamy.
-Przepraszam... - wyszeptała.
A potem rozpłynęła się w powietrzu...
Zniknęła. I wspomnienia razem z nią.


Z kim?
Kto to był?

                 


piątek, 1 czerwca 2012

Zapowiedź



Jak to jest? Obudzić się i zapomnieć?
Lillian strasznie przeżywała po śmierci swojej matki. Nie chodziła od 3 tygodni do szkoły, ani nawet nie wychodziła z domu. Pewnego dnia wszystko zniknęło, zdjęcia kochanej rodzicielki, wspomnienia o niej. Tak jakby w ogóle nie istniała.

I tak jest.

Gdy Lillian kończy siedemnaście lat, zauważa, że nie jest tylko człowiekiem. Pomału odkrywa w sobie pewne przerażające zdolności. Zaczynają także dręczyć ją co noc powracające koszmary, w których pojawia się ciągle ta sama kobieta.
Czasem ją ostrzega, czasem zabija.
Po jakimś czasie wydaje jej się, że skądś ją zna. Pojawiają się nawet wspomnienia.
Gdzieś głęboko w sercu wie, że to jest jej matka.
To kim jest Vivian? Do tej pory myślała, że to ona jest jej biologiczną matką, ale te jej powracające pomału wspomnienia wydają się takie rzeczywiste.

Aż pewnego dnia dowiaduje się :: kim tak naprawdę jest, kto chce ją zabić i czy jej prawdziwa matka żyje?



Cześć! Mam na imię Kamila i mam 14 lat. Na tym blogu chcę publikować moją książkę , pt. "Bloody butterfly". (pl. Krawy motyl) Mam nadzieję, że osobom, które natkną się na ten blog, powieść się spodoba. :)
Chciałabym tu także opisywać niektóre wydarzenia z mego życia.

JEZU... Dziwnie to brzmi. O.o